AKTUALNOŚCI

Bolesny perfekcjonizm

Tekst: Magda Huzarska-Szumiec Zdjęcie: Marcin Oliva Soto

Jeśli chcecie poczuć, jak wielkiego poświecenia wymaga sztuka, idźcie do Teatru Nowego Proxima na spektakl Katarzyny Chlebny o Ewie Demarczyk, zatytułowany „Kruchość wodoru”. „Ewa Demarczyk zniknęła”, „Czarny Anioł przestał się kontaktować ze światem”, „Słynna pieśniarka nie odbiera telefonów od przyjaciół”. Takie i tym podobne tytuły co jakiś czas pojawiały się na łamach prasy, która szukała sensacji w tym, że niegdysiejsza gwiazda Piwnicy pod Baranami zdecydowała się zakończyć karierę, skryć w czterech ścianach domu, by wszyscy o niej zapomnieli. Katarzyna Chlebny w spektaklu „Kruchość wodoru” przyczyn zniknięcia i problemów Demarczyk doszukuje się w chorobliwym wręcz perfekcjonizmie artystki, który doprowadził ją na skraj rozpaczy.Demarczyk Chlebny nie jest Czarnym Aniołem, jakiego pamiętamy ze sceny, tylko pozbawioną makijażu, jasną, bladą postacią, mogącą skojarzyć się z baletnicą po wyczerpującej próbie. Próba odbywa się w laboratorium, a prowadzi ją grany przez Piotra Siekluckiego mężczyzna. Owa określana mianem Tlenu postać tresuje artystkę, by na nowo nauczyć ją perfekcyjnego wymawiania głosek. Zadaje jej ból, zmuszając do wielokrotnego odliczania, rozciągając na fotelu, który jest czymś pośrednim między fotelem ginekologicznym a urządzeniem do ćwiczeń na siłowni. Ewa poddaje się mu, stając się bezwolną lalką, manekinem, który zrobi wszystko, by odzyskać dawną sprawność. Nie dopuści, by ktoś jeszcze raz powiedział, że „Demarczyk się skończyła”. W tym akcie desperacji nie ma miejsca na bunt. Katarzyna Chlebny gra kolejne porażki pieśniarki w dążeniu do perfekcji na takich emocjach, że niemal fizycznie odczuwamy ból artystki, walczącej o każde idealnie wypowiedziane słowo, samogłoskę, spółgłoskę. Za żadne skarby, mimo paraliżującego strachu przed brakiem akceptacji nie da sobie odebrać piosenek, którymi obdarowywał ją Zygmunt Konieczny i dzięki którym wspięła się na szczyt. Mężczyzna-Tlen obwinia ją o lenistwo, przez co nie została gwiazdą paryskiej Olimpii. Podkreśla, że bez ciężkiej pracy nie da się wyśpiewać tak trudnych nut z jakich skomponowana jest „Karuzela z madonnami”. Chlebny  śpiewa ją jednak fantastycznie, tak jak kilka innych pieśni z repertuaru Demarczyk, które świetnie brzmią we współczesnych aranżacjach, korespondując ze znakomitą scenografią i projekcjami.Czytam poprzednie zdanie i zaczynam zastanawiać się, czy zamiast słowa „fantastycznie” nie użyć słowa „znakomicie”. Może lepiej mój zachwyt oddałoby określenie „fenomenalnie”? A czy czasownik „korespondują” nie lepiej byłoby zastąpić „współgrają”? Boże, muszę przestać, bo w ten sposób nigdy nie skończę pisać tego tekstu. Nie dam się zwariować, nie będę poszukiwała za wszelką cenę czystości frazy. Posłużę się prostym jak struktura wodoru gazetowym tytułem „Chcecie poczuć, jak wielkiego poświecenia wymaga sztuka, idźcie na spektakl Katarzyny Chlebny”. Teatr Nowy Proxima, „Kruchość wodoru”, scenariusz i reżyseria Katarzyna Chlebny; scenografia i kostiumy Łukasz Błażejewski; ruch sceniczny Karol Miękina; aranże Paweł Harańczyk; reżyseria światła Wojciech Kiwacz; realizacja dźwięku Bogdan Czyszczan; charakteryzacja Artur Świetny