Bedeker krakowski

Iga Dzieciuchowicz
Iga Dzieciuchowicz

Dziennik pandemiczny 2020: w gwiazdach widzę moją przyszłość

Ktoś w sieci wrzucił zadanie z treścią: Sasin ma 51 lat, a jego syn 19. Wykonaj dodawanie. 51 + 19 = 70. Ninę bardzo rozbawił ten post.

Był to wprawdzie śmiech zafastrygowany pogardą, bo sprawa w gruncie rzeczy była wyjątkowo paskudna i nawet wyszukiwarka Google doskonale wiedziała, że nazwisko ministra zawsze występuje w symbiozie z 70 mln zł. Ale Nina siedziała już czwarty tydzień w domu, dni rozpadały się jak topniejące lodowce, a we wszystkich wiadomościach mówili, że Kraków jest już drugą Lombardią. Co chwilę pojawiały się też doniesienia, że na COVID-19 umierają nauczyciele i to coraz młodsi. Nina wciąż miała poczucie, że żyje nieswoim życiem, przegryza cudze emocje i lęki, wychodząc tylko do Żabki po taniego drinka, który w smaku nie przez przypadek przypomina Kamikaze. Od rana do nocy siedzi przy biurku albo na kanapie i dławi się informacjami z portali.

Nina zupełnie zapomniała o tym, że jeszcze wczoraj krztusiła się kolejnymi zapowiedziami „wypłaszczania” efektów pandemii, w ogóle zapomniała o wszystkim. Myślała jedynie o kartonach.

Ta bezsilność stawała się nie do zniesienia. Wydawało się, że tak to już będzie – słota dotknie ulice śliskim paluchem, a my będziemy i tak obserwować to wszystko przez szybę, schodząc w maseczce nawet do piwnicy. Ale tym razem Nina nie miała racji. Rewolucja stała tuż za rogiem.

22 października na telefonie Niny było chyba ze sto powiadomień z kobiecych forów. Gdy Nina kliknęła na treść postów, szybko zrozumiała, jak doszło do wybuchu reaktora w Czarnobylu. Miała poczucie, że sama jest tym reaktorem, wyje w niej tysiąc alarmów i miga tysiąc czerwonych lampek. Przez kolejne dwa tygodnie nie piła kawy, bo jeden łyk chyba by ją zabił na miejscu – tak jej skoczyło ciśnienie. Oczywiście stało się to, o czym już dawno mówiono w feministycznych środowiskach, zmiany zapowiadał też Genialny Strateg i jego jedynie słuszna partia. Nie było zdziwienia, a raczej pierwotny, barbarzyński w swojej sile wkurw.

Nina zupełnie zapomniała o tym, że jeszcze wczoraj krztusiła się kolejnymi zapowiedziami „wypłaszczania” efektów pandemii, w ogóle zapomniała o wszystkim. Myślała jedynie o kartonach. Gdzie do cholery jest jej transparent z sierpnia, gdy demonstrowała przeciwko aresztowaniu Margot? Może się jeszcze do czegoś nada. W tym kraju nie można na długo chować kartonów, powinny stać w korytarzu obok szafki na buty. Nina poszła na strych, przerzucała jakieś papiery, walizki, w końcu znalazła. Jest! Czarną farbę i napisała: „Wypierdalać!”.

Przypomniała sobie rysunek Raczkowskiego – ludzi, którzy stoją z transparentem „Kurwa mać!”. Trudno uwierzyć, że humor z komiksu zamienił się w rzeczywistość. „Wypierdalać”…. jakie to piękne słowo. Proste, krótkie, nie trzeba tłumaczyć znaczenia.

Na kartonach dało się dostrzec coś jeszcze. Były oczywiście hasła, które Nina pamiętała z Czarnego Protestu. Ale kobiety już miały dość podkreślania, że są podmiotem. Że myślą, czują, decydują i takie tam. Halo! Jestem człowiekiem!

Na dziewczyńskich transparentach Nina z satysfakcją zobaczyła największe fiksacje erotyczne prawicy:

„Strach się ruchać!”
„Został nam już tylko anal!”
„Bosak ogląda porno do końca, bo myśli, że będzie ślub”.
I cytat z piosenki Kory:
„Niech nadejdzie wiatr, co rozgoni Kaczora i innych gamoni”.
I polskie porzekadła:
„Jarku, daj ać ja pobruszę, a ty wyp….!”

Weszła w tłum. Skandowanie jednego hasła było szczególnie uwalniające, jakby ktoś wyciągnął z gardeł demonstrantów trujący destylat. Nina krzyczała i czuła, jakby te słowa zmywały z wszystkich tony brudnego, śmierdzącego błota. W gwiazdach widziała swoją przyszłość:
– ***** ***!!!!!!!!!!

Miesięcznik Kraków, grudzień 2020 Tekst z Miesięcznika „Kraków”, grudzień 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.