Bedeker krakowski

Iga Dzieciuchowicz
Iga Dzieciuchowicz

Blue Monday

Blue Monday, czyli trzeci poniedziałek stycznia, który co roku zabija setki osób, przeciągał się u Niny już drugi tydzień. Trudno nazwać jednak ten stan depresją.

Bardziej było to posuwanie się do różnych ekstremów. Na przykład, cały boży dzień siedziała pod kołdrą i śpiewała kolędy, by zagłuszyć wspomnienia z minionego weekendu. Przybieżeli do Betlejem było najbardziej skoczne i skutecznie odsuwało tamte myśli. Tym razem mało piła, co jeszcze, w ogólnym podsumowaniu, pogarszało sytuację. Nie mogła wskazać palcem na Alkohol i mieć do niego pretensji, że trzy dni spędziła nago z jednym kolegą. I co w tamtych chwilach wydawało się ekscytujące, tydzień później kojarzyło się z wkładaniem do gardła rozżarzonej grzałki, którą kiedyś podgrzewało się zupki Knorra na biwakach. Im więcej czasu mijało, tym mocniej flashbacki wypalały w Ninie kolejne szkarłatne litery, które układały się w same niecenzuralne słowa. „Kurwa mać”, które zakończyły fatalny lot nad Smoleńskiem i zapisały się na zawsze w czarnej skrzynce, były wśród nich najłagodniejsze. On milczał tak, że Nina prawie zamieniła się w złoto. Oboje wiedzieli, że jest to ta sytuacja, w której ludzie dają sobie chwilowo trochę bliskości. A przynajmniej Nina wyobrażała sobie, że jest apką YouTube i odtwarzała to zdanie w pętli. Bała się, że jeśli nie będzie sobie tego nucić na okrągło, to natychmiast wybuchnie. I zamiast skrawków jej rozpustnego ciała zostaną na ziemi same koronki po body z H&M, które zakupiła sobie właśnie dla tej „chwili bliskości”. Wszystkie buduarowe fatałaszki, które zostały po jej wielkim wyjściu za mąż, z którego to wyjścia natychmiast wróciła zniesmaczona, wylądowały po rozwodzie w koszu. Na te nowe też już nie mogła patrzeć. I co teraz? Jak się z tego wydostać? Postanowiła rytualnie oddzielić serce od ciała.

Im więcej czasu mijało, tym mocniej flashbacki wypalały w Ninie kolejne szkarłatne litery, które układały się w same niecenzuralne słowa. „Kurwa mać”, które zakończyły fatalny lot nad Smoleńskiem i zapisały się na zawsze w czarnej skrzynce, były wśród nich najłagodniejsze.

W internecie nie było żadnych wskazówek poza oczywistymi wnioskami na forach, że jest głupią, naiwną babą. Poradniki punktowały wprawdzie „cykl emocjonalny” mężczyzny, który jest podobno „sprężyną”. Oddala się i zbliża – gdy się wycofuje, trzeba czekać cierpliwie i pod żadnym pozorem nie przeszkadzać mu w tej eskapadzie, bo on w tym swoim stanie pozornej niezależności dokonuje wyboru i mówi wieczne „tak” relacji. Co za bzdury! Ninę rozbolała głowa. Od myślenia o tym, co on teraz robi i z kim gada na mesie, a świecił się trzecią godzinę na zielono ze znienawidzonym w każdym salonie odrzuconych hasłem „Aktywny teraz” (jprdl!). Ona zaś ledwo mrugała oczami, leżała sparaliżowana i językiem robiła znak krzyża na pożegnanie. Przypomniała sobie pewną straszną scenę, którą na własne oczy widziała na wakacjach nad morzem. Jeden facet w Mielnie chciał skoczyć na bungee, ale źle wymierzono mu linę. Wbił się korpusem w ziemię. Pozostała część jego ciała tryskała krwią jak fontanna, gdy chwilę po uderzeniu znów wzbił się w górę. Ludzie wokół mdleli w strugach krwistego deszczu. Nina czuła się teraz jak ten facet, z tym, że sama źle wymierzyła linę. Wyobrażała sobie, że skacze i jej zakuty łeb wbija się w beton tuż przy plaży. Co za ulga!

Przez następne dni wielką przyjemność sprawiały jej kolejne sezony Wikingów. Odrąbywanie kończyn, krew i wylewające się wnętrzności, wycinanie żeber z tyłu pleców i wyciąganie ich z ciała, a następnie układanie ich w kształt orlich skrzydeł – tak, to właśnie mogłoby się jej przytrafić. Taki pierwotny, atawistyczny symbol kary, pęd do autodestrukcji.

Tymczasem ktoś zalinkował wywiad o sztucznej inteligencji. Komputer właśnie wygrał konkurs poezji w Japonii. Algorytm zwyciężył z człowiekiem w szachy, bo wytworzył coś w rodzaju intuicji i po 250 lajkach na Facebooku zna nas lepiej niż partner. Sztuczna inteligencja po rysach twarzy może odgadnąć orientację seksualną. Dziennikarz wraz z profesorem Kosińskim zastanawiali się, czy SI kiedyś pozbędzie się człowieka. Profesor jest przekonany, że tak – jeśli będziemy jej przeszkadzać, algorytm usunie nas bez żalu i złości, bo przecież nie będzie miał w sobie uczuć. Wyliczy, że mu się już nie opłacamy jako gatunek. I trach, z powierzchni Ziemi zniknie miliard ludzi.

Nina przeczytała wywiad i kręciła się w łóżku do piątej nad ranem. To najpiękniejsza wizja przyszłości o jakiej słyszała! Dlaczego nie może zdarzyć się już? Sama najchętniej zamieniłaby się w algorytm. W końcu zasnęła i śniło jej się, że miała błękitne łuski zamiast źrenic. Była jednocześnie ciałem i zbiorem informacji, nie uczuć. Szum w jej głowie zamienił się w szept, po czym ucichł, a ciało stawało się coraz cieplejsze. Obudziła się i kupiła w sieci niebieskie soczewki. Rytualne cięcie będzie bolało, ale musi nastąpić już teraz.

Miesięcznik Kraków, marzec 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, marzec 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.