Z najwyższej półki

Krzysztof Burnetko
Krzysztof Burnetko

Bohaterowie z powydłubywanymi oczami

To piękna karta przyjaźni polsko-czesko-słowackiej i zmagań o wolność. Ba, temat na scenariusz sensacyjnego filmu. A niedawno także pole współpracy samorządów nadgranicznych gmin. Teraz jacyś szmaciarze – z Polski – niszczą ją opętani polityczną propagandą i nienawiścią.

Był 21 sierpnia 1987 roku. Na leżącą w Górach Złotych Borówkową Górę, przez którą biegnie granica PRL i CSRS, od osady Wojtówka maszerowała, na wszelki wypadek w dwóch grupach, czołówka ówczesnej polskiej opozycji. Szli choćby Jacek Kuroń, Adam Michnik, Zbigniew Romaszewski, Zbigniew Bujak. Z drugiej strony grani podchodzili liderzy Karty 77, czyli buntownicy czescy i słowaccy: Vaclav Havel, Anna Šabatova, ksiądz (nielegalnie wyświęcony) Jan Maly, Petr Uhl, Jaroslav Šabata, Petr Pospichal, Jiří Dienstbier, Stanislav Devátý. Jedni i drudzy musieli wcześniej zgubić ogony policji politycznych, a teraz zmylić patrole pograniczników.

Na szczycie Havel – zgodnie z tradycją (bo było to już kolejne takie spotkanie – pierwsze odbyło się w Karkonoszach w 1977 roku) wyjął z chlebaka wałówkę i zaczął się usprawiedliwiać, że tym razem nie przyniósł nawet piwa, bo – jak ni to stwierdził, ni zapytał – podobno w Polsce w sierpniu nie pija się alkoholu? Szczęśliwie Kuroń miał z sobą wielki termos ze stosowną zawartością (bukłak wtachał na górę Mieczysław Dučin Piotrowski, który – razem z Mirosławem Jasińskim – reprezentował organizującą przedsięwzięcie podziemną Solidarnoś
Polsko-Czechosłowacką).

To spotkanie na szczycie – udokumentowane prowokacyjnym wspólnym zdjęciem pod tablicą „Granica państwa. Przekraczanie zabronione” – było tylko zwieńczeniem trwającej już kilka lat akcji polskiej i czechosłowackiej opozycji. Polegała na przerzucaniu przez „zieloną granicę” książek, pism i kaset magnetofonowych wydawanych w obu krajach wbrew cenzurze oraz materiałów drukarskich. Kurierzy z obu stron, udając turystów, docierali w umówione miejsca na szlakach w okolicy granicy w Górach Złotych (3 punkty) bądź na Wschodnim Śnieżniku i tam wymieniali się wypełnionymi kontrabandą plecakami. Kursowali co 3–4 tygodnie – począwszy od 1984 roku aż do listopada roku 1989.

Znamienne, że w Polsce akcja złączyła ludzi o różnych poglądach –zaangażowani w nią byli zarówno sympatycy głównego nurtu „Solidarności”, jak aktywiści Solidarności Walczącej, skupieni wokół mieszkającego w Lądku Zdroju Warcisława Martynowskiego.

Prawdziwy finał miał jednak dopiero nastąpić. Oto w sierpniu 1989 roku, kiedy w PRL było już po Okrągłym Stole i wygranych przez opozycję wyborach, w komunistycznej wciąż CSRS Stanislav Devátý, jeden z czołowych aktywistów Karty 77 (i uczestnik spotkania na Borówkowej), dostał wyrok 20 miesięcy więzienia. Jako że w powietrzu czuć było szansę na zmiany, postanowił, że tym razem nie da się wsadzić i ukryje w Polsce, a przyjaciele od przemytu książek zgodzili się przerzucić go przez granicę. 17 września członkowie Grupy Lądeckiej Solidarności Polsko-Czechosłowackiej sprowadzili go przez Przełęcz Piekło (tam przed laty Czesław Petelski kręcił Bazę ludzi umarłych na podstawie noweli Marka Hłaski) do osady Bielice. W tamtejszym kościele za wiedzą ks. Stefana „Kruszynki” Witczaka czekali na samochód. Choć na szosie do Lądka trafili na dwie zapory postawione przez WOP, kierowca w bondowskim stylu wyminął bariery. Devátý ukrywał się w uzdrowisku, dopóki WOP nie przestał kontrolować pojazdów wyjeżdżających z Ziemi Kłodzkiej. Potem trafił do Wrocławia, by po triumfie Aksamitnej Rewolucji wrócić do Pragi.

* * *

Zacna karta, prawda? Nic dziwnego, że w 2005 roku samorządy przygranicznych gmin obu krajów wybudowały na Borówkowej monument upamiętniający solidarną walkę o wolność oraz postawiły tablicę z jej opisem i zdjęciami z sierpniowego spotkania. W regionie odtworzono też – i oznakowano – szlaki, którymi szedł przemyt, a w internecie powstała strona informacyjna. Znowu: pięknie, prawda? Do czasu jednak. Tego lata byłem akurat w okolicy i postanowiliśmy pójść na Borówkową – także po to, by zobaczyć historyczne miejsce. I zobaczyliśmy… Na polskiej wersji tablicy pamiątkowej zdjęcie z historycznego wydarzenia zostało zniszczone: ktoś scyzorykiem precyzyjnie wydłubał oczy na wizerunkach Jacka Kuronia, Adama Michnika i Jana Lityńskiego. Stojący obok Czesi dziwili się i pytali: dlaczego? I dlaczego akurat im? Ja byłem jedynie wku… A jeśli zdziwiony, to tym, że można być aż takim szmaciarzem, by coś takiego zrobić. I że można w sobie nosić tyle nienawiści. A także, że propaganda potrafi jednak wzbudzić taką niechęć do, było nie było, narodowych bohaterów.

* * *

Tak się składa, że sygnatariuszem deklaracji Solidarności Polsko-Czeskiej był także zmarły kilkanaście dni temu Henryk Wujec. Ilekroć Go spotykałem, a poznaliśmy się – z nim i Jego żoną Ludką – jeszcze w czasach podziemnych lat 80., był w biegu i targał wielką torbę pełną trefnych papierzysk. Niektórzy śmiali się, że Henek – już od czasów studiów, przez okres KOR-u, a potem „Solidarności” legalnej i nielegalnej – nosi z sobą kompletny materiał dowodowy dla prokuratora na swój proces. Imponował jednak nie tylko odwagą, ale też pracowitością właśnie oraz życzliwością i skromnością. Był z tych, którzy wykonywali najcięższą robotę, ale nie mieli w zwyczaju tym się chwalić czy domagać szczególnych gratyfikacji.

Henek też był zaangażowany we wspólne knucie z Czechami i Słowakami. I również uwielbiał góry. W 1987 roku na Borówkowej go nie było tylko dlatego, że knuł gdzie indziej.

Miesięcznik Kraków, wrzesień 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, wrzesień 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.