Poza Krakowem

Magdalena Miśka-Jackowska
Magdalena Miśka-Jackowska

Drzwi w drzwi

Mam sporo zapisków z tegorocznej, szczególnej wiosny. Jedna z notatek przypomina mi o pewnym fotografie, który przez kilka tygodni robił zdjęcia ludziom w drzwiach. Nie mógł wejść ani podejść bliżej. Ale to nie znaczy, że nie mógł poznać historii swoich bohaterów.

Od razu pomyślałam, kogo ja chciałabym odwiedzić i pogadać, podczas gdy mój rozmówca stałby po prostu w swoich drzwiach. To nie byłyby byle jakie drzwi! Najpierw bym poszła do Mariusza Szczygła. Po pierwsze dlatego, że nie mam daleko i gdyby nie jakiś mus od czasu do czasu, też najchętniej w ogóle nie opuszczałabym stołecznego Powiśla. Chyba że dla Pragi i to tej czeskiej. Mariusz Szczygieł, fantastyczny pisarz, autor cenionych reportaży, ale też ambasador tego gatunku i mądrego słowa w ogóle, opowiadał o swoim mieszkaniu wiele razy. Jest wyczekane i przemyślane. Mówi, że jest jak jego reportaże – zbudowane świadomie, bo potrafi wytłumaczyć każdy jego element. Ja oczywiście stoję w drzwiach, więc w sumie niewiele widzę, ale może chociaż kątem oka czerwoną rozgwiazdę? Leży podobno u niego po prawej stronie od wejścia, na dwóch trzecich długości pokoju. Daje pieniądze.

Beskid Niski. Kraina wielkiej literatury, bo to kraina wspaniałego pisarza. A jednak tak daleko od wszystkiego, co się nam, w mieście, z życiem literackim kojarzy.

Potem jadę do Andrzeja Stasiuka. I w chwili, w której to wymyślam, uzmysławiam sobie, że to nie ma sensu… Najpierw na południe, żeby potem znowu na północ? To jednak nie. Najpierw do Jerzego Hoffmana. Reżyser Potopu mieszka w tak zwanych „pięknych okolicznościach przyrody”. Niestety, tak obezwładniająco pięknych, że stanie w progu jest męką. Trudno zresztą określić dokładnie jego próg. Czy to jest wjazd do siedliska? Byłam tam raz i przysięgam, że żadnego progu nie pamiętam. Pamiętam tylko jezioro, które było tak blisko, że niemal wpływało w jadalnię. Wiążę się z tym anegdota. Jerzy Hoffman kręcił niedaleko Ełku film. Kierowca na planie zdjęciowym namawiał go do kupna domu w okolicy, ale on wymawiał się cygańskim trybem życia i w końcu powiedział, że kupiłby, gdyby to był dom na wodzie. To jest właśnie dom na wodzie. Stanie w progu to stanie na brzegu. Musiałabym jednak stać tylko chwilę, bo tam obiad jest po prostu obowiązkowy i odmówić nie można. Wiem, bo raz próbowałam to zrobić.

I z Mazur jadę na południe, aby porozmawiać ze stojącym w drzwiach swojego domu Andrzejem Stasiukiem. Wyprawa jest o tyle wyjątkowa, że ja tam rzeczywiście nigdy nie byłam, a mało jest takich miejsc. Beskid Niski. Kraina wielkiej literatury, bo to kraina wspaniałego pisarza. A jednak tak daleko od wszystkiego, co się nam, w mieście, z życiem literackim kojarzy. Czy to nie od nazwy jednej z wiosek wzięła się nazwa wydawnictwa Czarne? Chyba tak. Wyobrażam sobie, że jest tu prawdziwa wolność, bo próg jest tam, gdzie go sobie postawimy. I tam, w progu, w którym, a właściwie na którym się na wsi siedzi, można wreszcie rozmawiać o tym, jak powstaje książka. I czego wymaga. I tylko tam może się zrodzić odpowiedź, że tworzyć znaczy „pisać, skreślać, myśleć, patrzeć, słuchać, pisać i skreślać, skreślać, skreślać…”.

Coś magicznego się dzieje, kiedy otwieramy drzwi. Słychać dzwonek lub pukanie, mija parę chwil. Po paru krokach ktoś otwiera i drzwi stają się jakby ramą zdjęcia, które nam jako mieszkańcom można zrobić. Każde są inne. Bo każdy jest inny.

Wiele razy w ostatnich latach podczas naprawdę wytężonej pracy marzyłam o chwili, w której będę mogła zamknąć drzwi od środka i zniknąć wewnątrz swojego mieszkania na parę dni. Tego lata największym pragnieniem jest zamknąć drzwi z zewnątrz. I pójść odwiedzić innych.

Miesięcznik Kraków, lipiec–sierpień 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, lipiec–sierpień 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.