Bedeker krakowski

Iga Dzieciuchowicz
Iga Dzieciuchowicz

Keep smiling!

Skoro koronawirus ma skończyć historię tego narodu, to trzeba wycisnąć z tych być może ostatnich tygodni znośnego życia jak najwięcej.

Nina siedziała w pracy i bezmyślnie przesuwała kliknięciem myszy kolejne strony z nieprzeczytanymi mailami. Było ich chyba z siedem tysięcy, większość z portali, w których pracodawcy szukają do swoich firm krzaków taniej siły roboczej na umowę śmieciową („Na takie powinien być osobny kubeł do segregacji odpadów” – myślała z przekąsem). W gazetach pisali, żeby często myć ręce, bo świat stał właśnie u progu zagłady, duszony i połykany przez pandemię koronawirusa. Nina, z natury hipochondryczka, codziennie mierzyła sobie temperaturę i uważnie wsłuchiwała się w sygnały, które płynęły z jej ciała. Poza chęcią na słodycze i seks nie działo się nic niepokojącego. Otworzyła mail, który zaadresowała do niej Akcja Demokracja. Wirtualni aktywiści dopominali się podpisania petycji w sprawie bojkotu Siemensa, który podobno wsparł budowę kopalni w Australii. W aktualnościach Weronika Paszewska informowała, że rezygnuje z funkcji dyrektorki tej szczytnej inicjatywy i przekazuje stery w nowe ręce. Nic dziwnego, że dała sobie spokój. Tylko idioci wierzą jeszcze w tym kraju w demokrację. Nina podpisała wszystkie możliwe petycje i gorliwe apele o dołączenie do walki z kryzysem klimatycznym. Teraz mogła wypić kawę z uczuciem błogiego spokoju, od scrollowania wystarczająco już bolały ją palce. Wyłączyła stronę dumna ze swojego brutalnego aktywizmu.

Nagle wszystkie polskie portale zaczęły się świecić na czerwono – Zielona Góra odnotowała właśnie pierwszego pacjenta zero z koronawirusem, który pochodził z podkrośnieńskiej Cybinki i był z żoną w separacji, o czym z komediowym zacięciem mówiła dyrektorka sanepidu w Słubicach. Występ pani Jadwigi na konferencji poświęconej bezpieczeństwu obywateli podzielił Polaków. Pięć minut po swoim monologu, lepszym niż najlepsze amerykańskie stand-upy, straciła stanowisko. W tym samym czasie stała się hitem internetu i jej dobrego imienia zaczęli bronić wyznawcy Korwina, Żydzi i radykalne feministki. Pani Jadzia, zupełnie nie po chrześcijańsku, przypomniała Polakom, że warto żyć. A Słubice, do tej pory znane jedynie z występowania przy drogach tak zwanych czortów leśnych czy też tirówek, stały się symbolem nowego odrodzenia, wiary w witalność i to, że życie ziemskie to same rozkosze, a o śmierci nawet nie ma co wspominać. Nina wzięła sobie jej słowa do serca.

Skoro koronawirus ma skończyć historię tego narodu, którego Nina nieraz wstydziła się tak mocno, jakby ktoś wsadzał jej rozżarzonego gwoździa do ucha czy cewki moczowej, to trzeba wycisnąć z tych być może ostatnich tygodni znośnego życia jak najwięcej. Akurat w Forum Przestrzenie zaczęła się impreza firmy Adidas. Z głośników słychać było ostre rapsy o śmierci kapitalizmu, depresji i szukaniu swojego miejsca na blokowisku. Nina zamówiła drinka o nazwie Palm Beach i ruszyła w stronę bramek.

– Dobrze się bawisz? – usłyszała głos chłopaka, który wpatrywał się w nią spojrzeniem z lat 90. pomieszanym z działaniem kokainy. Nina poczuła, że właśnie trafia jej się okazja na wprowadzenie porad pani Jadzi ze Słubic w czyn – keep smiling! i uśmiechnęła się tak, jakby koronawirus zabił już dawno wszystkich, a na świecie zostałaby tylko ona i jej rozmówca.

– Masz jakiś śnieg? – zapytała.

– Mam! – odpowiedział chłopak i pociągnął ją w stronę korytarza, gdzie na samym końcu świeciły się odrapane, czerwone drzwi do nieczynnej szatni. Wyjął z kieszeni ajfona, posypał dwie kreski i wyciągnął złotą, metalową rurkę. Widać było, że to wytrawny kokainista i plastikowym słomkom albo zwijaniu banknotu o nominale 10 zł mówi stanowczo nie. Raz dwa i Nina zapomniała o pandemii.

– Ile masz lat? – zapytała.

– A ty? – odpowiedział nowy znajomy. Nina zauważyła, że ma jedno oko niebieskie, a drugie brązowe.

– Słuchaj, Ziggy Stardust, ty mi powiedz, a wtedy ja powiem ci, czy mój pomysł, by razem pojechać do mnie, nie jest pedofilią.

– Ziggy co? – zapytał, a Nina wiedziała już, że granica może być cienka. – Mam 24 lata.
Szybka matematyka w głowie Niny dała wynik.

– Dobra, jedziemy do mnie. I wyobrażamy sobie, że to nasza ostatnia noc w życiu. Tylko pamiętaj, u mnie za dwie godziny zaczyna się w chacie kwarantanna – powiedziała Nina i zamówiła Ubera.
Słubice to jednak przeklęte miasto – pomyślała, gdy Stardust wieszał swoją zimową kurtkę na oparciu krzesła w sypialni.

Miesięcznik Kraków, kwiecień 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, kwiecień 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.