Lubię lubić

Agnieszka Kosińska
Agnieszka Kosińska

Znikanie

Ten felieton miał być o czymś innym, ale znikanie ludzi, drzew, głosów, sensów robi się tak dojmujące, że będzie o tym.

A właściwie tym. „Czy nigdy na ciebie nie przyszła godzina” – zapytałam swoim ulubionym na takie dni początkiem wiersza Whitmana i zaraz sięgnęłam po ciąg dalszy:

Czy nigdy na ciebie nie przyszła godzina, boski promień spadający nagle, aż pękają te bańki mydlane, moda, bogactwo, te gorliwe cele działania – książki, polityka, sztuka, amory, i zostaje zupełnie nic?

I tym dotkliwsze, że właśnie wiosna („najokrutniejszy miesiąc kwiecień”). Już od dawna, kiedy zaczęli znikać, nie usuwam ich adresów e-mailowych, numerów telefonów, coraz gorliwiej zbieram, co nie należy już do nikogo, czytam książki, których nikt nie czyta i oglądam stare filmy. To wszystko są dowody na to, że nie tak dawno możliwe były inne niepoprawne dialogi, niepoprawni bohaterowie, niepoprawne myślenie. Świat był ludzki, czyli splątany, dobry i zły równocześnie, i należał do ludzi niepoprawnych i zbuntowanych. Szukam pomocy – odpowiedzi na znikanie, a więc języka. Znów staję przed moją coraz skromniejszą biblioteczką (moje myślenie się radykalizuje, więc moje zbiory się redukują). Czasem zatrzyma mnie dedykacja. Ślad ręki trzymającej pióro. Gdzież są? Czy nasza z nimi rozmowa, wystarczy żeby podtrzymać. Co podtrzymać? Tę realność, która staje się coraz bardziej widmowa, jeszcze chwila i porwą ją ręce złodziei. Dziś potrzebuję czegoś wszechogarniającego. Wtedy zawsze czytam na głos, koniecznie na głos, Wielką elegię dla Johna Donne’a Brodskiego (spróbujcie, ten wiersz jest tak napisany, że trans sam przychodzi, choć autor czytał go swój niepodrabialny sposób):

„Usnął John Donne, usnęło wszystko wokół,/ ściany, podłoga, obrazy, wazony,/ usnął stół, pościel, rygiel, hak, śpią w mroku/ szafa i kredens, świeca i zasłony,/ usnęło wszystko. Gąsior i szklenica,/ chleb, nóż do chleba, fajans, szkło, zwierciadła,/ bielizna, zegar, kryształy, miednica,/ drzwi, stopnie schodów. Noc wszędzie zapadła./ Wszędzie noc: w kątach, w bieliźnie, w fotelach,/ w papierach, w stole, w gotowej przemowie,/ w jej słowach, w szczypcach, w bierwionach, w popiele …W piwnicach koty śpią, sterczą im uszy. (…)”.

Dziś jednak nie doczytam do końca, za duży wiatr na moje mizerne żagle. Oczywiście, próbowałam niewybrednej pociechy. Czasem udręczona głowa potrzebuje czegoś prostego, czegoś, czym żyje naród. Oglądnęłam więc wszystkie polskie seriale kryminalne, których nie chciał oglądać ze mną mój aktualny narzeczony. Rojst, Prokurator, W głębi lasu, Paradoks – całkiem w porządku. Dobry kryminał potrafi przywrócić ład. I wtedy weszła mi w ręce najcieńsza książeczka i otworzyła się na wierszu Labirynt:

„Nigdy nie będzie drzwi. Jesteś we wnętrzu
I twierdza obejmuje wszechświat,
I nie ma awersu ani rewersu,
Ni ostatecznej ściany, ni sekretnego centrum.
Nie spodziewaj się, że twa nieubłagana droga,
Która uparcie rozwidla się w inne,
Będzie mieć kres. Twe przeznaczenie jest z żelaza
Tak jak twój sędzia. Nie oczekuj
Byka, który jest człowiekiem i którego dziwny
Mnogi kształt trwoży splątane słoje
Nie kończącego się kamienia.
Nie istnieje. Nie spodziewaj się niczego.
Nawet drapieżnika w czarnym zmierzchu”.

Głosu użyczyli (w kolejności pojawiania się): Walt Whitman, spolszczony przez Miłosza, Eliot, Josif Brodski, przez Stanisława Barańczaka, Jorge Luis Borges, przez Andrzeja Sobola-Jurczykowskiego. Czytam tę stroniczkę i myślę, dorzucę starego dobrego nowoczesnego Leopolda Staffa: „Dlaczego – pytasz mnie – śmiałeś się wczoraj, a dziś masz chmurę na czole? Przecież wczoraj deszcz padał, a dziś jest tak piękna pogoda.” „Tak, czasem mam lat cztery. A czasem cztery tysiące”.

Miesięcznik Kraków, maj 2021 Tekst z miesięcznika „Kraków”, maj 2021.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.