Poza Krakowem

Magdalena Miśka-Jackowska
Magdalena Miśka-Jackowska

O Atlanticu na dziewięćdziesiąte, oby nie ostanie, urodziny

Chmielna 33 jest jednym z najważniejszych filmowych adresów Warszawy. Czy to wytwórnia? Nie, kino. Miejsce, bez którego filmowcy nie mieliby powodu, aby kręcić. Być może jedno z ostatnich w Polsce kin z tak długą i bogatą historią. Atlantic zaczął właśnie walkę o przetrwanie.

Nie wiem, ile razy zdarzyło mi się w ostatnich latach w Warszawie zamawiać taksówkę i prosić: „do Atlantica!”. Setki? Bladym świtem na poranne pokazy prasowe, gdy człowiek z trudem utrzymuje kubek z kawą. Popołudniami na spotkania, wywiady, przed którymi lubię sobie postać chwilę na zewnątrz i popatrzeć na ludzi. I wieczorami, gdy się jeździ na premiery, z których część miałam zaszczyt tam prowadzić. To miejsce ze szczególną atmosferą, która odcina widza od świata w ciemności na dwie godziny, a potem wpuszcza do niego z powrotem, gdy wychodzi się po seansie na gwarną Chmielną. Jest się wtedy „zakinionym”, jak pisał pięknie Gałczyński. I to nie jest jakiś nieprzyjemny zgiełk, choć normalnie by był. Ten pofilmowy gwar jest przyjemny, jest jak most między fikcją a rzeczywistością. Czy sobie wyobrażam, że tam nie jadę, bo kina już nie ma? Nie.

Rozbudowa biurowców, sklepów, apartamentowców zmiotła z mapy kulturalnej stolicy (a i innych polskich miast) wiele ważnych dla polskiej kultury miejsc – w tym kin. Owszem, sale można zbudować na nowo. Ale ich duszy odtworzyć się nie da.

Ale o to trzeba będzie powalczyć. I to nawet nie chodzi o dzisiejsze protesty, listy wsparcia i petycje, pod którymi podpisało się już wielu widzów, w tym bardzo znanych, między innymi Agnieszka Holland, Jan Komasa, Paweł Pawlikowski czy Krzysztof Zanussi. Bo oni też są widzami i też sobie nie wyobrażają, aby nie móc pojechać „do Atlantica”. Gdy wiadomość o niepewnej przyszłości kina wybuchła, ludzie się skrzyknęli i dali znać, co myślą i jak boją się, że się im zabierze jedno z ulubionych miejsc stolicy. W sieci przekazywali sobie dalej artykuły prasowe, podpisywali, gdzie trzeba, nagłaśniali sprawę. Teraz jednak potrzeba naprawdę uporu i determinacji, aby nie machnąć na to wszystko ręką. Wytrwałości dłuższej niż kilka miesięcy protestów, bo może się okazać, że tu potrzeba nie kilku miesięcy walki, ale nawet kilku lat.

Fakty są takie, że w grudniu wygasa umowa dzierżawy kina przez spółkę, która prowadzi je od 1996 roku. Budynek, którego w całości nie powaliła nawet II wojna światowa, ma przejąć nowy właściciel. I choć zapewnia, że informacje o przeznaczeniu terenu pod budowę biurowca są plotkami, które stanowczo dementuje, są powody do obaw. Przede wszystkim dlatego, że podobny los spotkał wiele warszawskich kin (Syrena, Wars, Ochota, Sawa to tylko niektóre). Obietnica utrzymania, a potem zamknięcie albo od razu brutalne zamknięcie. Żadnych sentymentów wobec miejsc, które istniały w mieście od dawna, miały znaczącą historię (na przykład Skarpa czy Moskwa). Rozbudowa biurowców, sklepów, apartamentowców i wszelkiej maści inne plany związane z nieruchomościami w Warszawie, zmiotły z mapy kulturalnej stolicy wiele ważnych dla polskiej kultury miejsc. Bywały lata, gdy miasto miało ponad 70 przeróżnych kin, mniejszych i większych, wśród nich takie z drewnianymi fotelami i plenerowe, architektoniczne perełki oraz sale kinowe w zakładach pracy.

Ktoś powie, że to tylko kino. I z rozkoszą wybierze rozkładany fotel w jednym z wielkich multipleksów, w komplecie z kinowym menu. I choć to komfortowe rozwiązanie, brakuje w nim czegoś, co wciąż istnieje w zdaniu, gdy mówimy, że idziemy do kina. To pewna podróż do świata, który ktoś stworzył za pomocą wielkiej wyobraźni i nas tam zaprosił.

Pech, że Atlantic spotyka takie problemy w roku swoich 90. urodzin. Jest dziś najstarszym kinem Warszawy. Przetrwało wojnę. Wystąpiło w Złym Leopolda Tyrmanda. Po generalnym remoncie w 1960 roku otwierała kino premiera filmu Do widzenia, do jutra Janusza Morgensterna, a na dachu pojawił się niebieski neon, jeden z najsłynniejszych w stolicy. W latach 90. ubiegłego wieku Atlantic przeszedł kolejny duży remont. Ma dziś cztery sale w sumie na blisko 800 osób. Nie brakuje tych, którzy zmierzają w stronę Chmielnej 33 taksówkami, tramwajami, samochodami i pieszo.

W świecie wszechobecnej wygody i kultury na życzenie wciąż jestem w stanie przejść kilka kilometrów w Wiedniu, aby choć na chwilę stanąć w drzwiach najstarszego kina w mieście, Film Casino, podziwiając szklany sufit. Z Amsterdamu najcieplej wspominam Pathé Tuschinski, królewskie kino z lożami, w których jest przy fotelu specjalne miejsce na kieliszek szampana. Sale można zbudować na nowo. Duszy takich miejsc odtworzyć się nie da.

Miesięcznik Kraków, październik 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, październik 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.