Poza Krakowem

Magdalena Miśka-Jackowska
Magdalena Miśka-Jackowska

Same znaki zapytania

Krąży wirtualnie taki żart: „2020 – scenariusz: Stephen King, reżyseria: Quentin Tarantino”. Każdy spragniony sztuki człowiek o zdrowym rozsądku już dawno by oszalał, patrząc na to wszystko.

Już jakiś czas chciałam o tym napisać, ale sytuacja zmieniała się bardzo dynamicznie. I nawet na moment, choć bardzo krótki, mieliśmy nadzieję, że jednak będzie dobrze. Niestety, nie jest.

Nie chodzi mi jednak o to, aby tu uderzać w jakieś pogrzebowe tony. Przeciwnie, przyglądam się temu wszystkiemu z dużym zainteresowaniem i tak też chcę teraz napisać o 2020 roku w kulturze, najtrudniejszym od czasów II wojny światowej, a może najtrudniejszym w ogóle. Czy mamy do czynienia z trwałymi zmianami, jakie czekają sztukę i ludzi sztuki? Czy pandemia zmieni to, jakimi jesteśmy widzami, słuchaczami, czytelnikami i wreszcie – artystami?

Zima i wiosna to czas pracy kreatywnej, samodzielnej lub w małych zespołach. O ile można sobie na nią pozwolić. Znam też takich artystów, którzy malują dziś ściany, jeżdżą taksówką, czeszą i farbują innych.

Przez jakiś czas się wydawało, że tę sytuację trzeba po prostu przeczekać. Wczesnym latem zaczęto znowu grać i choć widownia siedziała w maseczkach, a więc trudno było odczytać jakiekolwiek emocje, to lepsze to niż nic. Grzech Piotrowski, nasz znakomity saksofonista i kompozytor, zapytał mnie jednak ostatnio, czy zauważyłam, jak zmienił się sezon kulturalny. Teraz lato i wczesna jesień są najbardziej pracowitymi okresami. Wtedy się gra. Im mniejsze koncerty, tym lepiej. Zima i wiosna to czas pracy kreatywnej, samodzielnej lub w małych zespołach. O ile można sobie na nią pozwolić. Znam też takich artystów, którzy malują dzisiaj ściany, jeżdżą taksówką, czeszą i farbują innych. Niektórzy nawet nie narzekają, bo im to wyjście ze strefy komfortu nie naruszyło odporności psychicznej. Rozumiem jednak tych, którzy nie wiedzą, co dalej.

W chwili, kiedy piszę ten felieton, sale kinowe i koncertowe w Polsce są zamknięte. I nikt nie zna odpowiedzi na pytanie, na jak długo. Kiedy jeszcze działały i zapewne tak samo będzie, gdy zaczną działać ponownie, nastąpił jakiś przełom w planowaniu życia kulturalnego. Znajomi z polskich filharmonii opowiadają, że dzisiaj bilety są kupowane w ostatniej chwili. Na wszelki wypadek, by ich potem zaraz nie zwracać, bo takie sytuacje nikogo już nie dziwią ani nawet nie denerwują. Wydarzenia organizuje się tak, aby je przenieść w całości do sieci, gdyby kontakt z publicznością nie był w ogóle możliwy. Ale odpowiedzi na pytanie, jak i czy na trwałe zmieni się sezon kulturalny, nie przyniesie zapewne ani ten rok, ani przyszły.

Londyński West End nie zagra przynajmniej do marca. Nowojorski Broadway skasował wszystko do maja 2021, choć na początku tego roku tamtejsze teatry proponowały ponad 30 przedstawień. Legendarna Metropolitan Opera w Nowym Jorku odwołała cały sezon 2020/2021 aż do jesieni przyszłego roku.

Londyński West End nie zagra przynajmniej do marca. Nowojorski Broadway skasował wszystko do maja 2021, choć na początku tego roku tamtejsze teatry proponowały ponad 30 przedstawień. Liczy się straty, nie tylko te związane z branżą artystyczną, ale również gastronomią. Mniej więcej 15 milionów dolarów. Ale to tu, to tam trwają przynajmniej jakieś próby, bo okres przygotowania premiery to co najmniej kilka miesięcy. Najsmutniejsza sytuacja jest chyba w legendarnej Metropolitan Opera w Nowym Jorku, która odwołała cały sezon 2020/2021 aż do jesieni przyszłego roku. Są tam muzycy, na przykład mama wracająca wiosną z urlopu macierzyńskiego, którzy nie zagrali w tym roku ani jeden raz z orkiestrą MET.

Londyn i Nowy Jork są oczywiście poza Krakowem, ale to nic nie zmienia. Pandemia jest w tych kwestiach sprawiedliwa. Zarówno dla gigantów, jak i dla naszych rodzimych instytucji. Ameryka czeka. Paradoksalnie, im większe budżety, tym trudniej zagrać „mimo wszystko”. Czeka, zamarznięte, także amerykańskie kino.

Europa jeszcze walczy. Grają kina, teatry. W pięknym belgijskim teatrze operowym, La Monnaie De Munt w Brukseli, w październiku odbyła się premiera Umarłego miasta Ericha Wolfganga Korngolda w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Ekipa wykazała się elastycznością i zrozumieniem. Spektakl skrócono, zmieniono układ na scenie. Wszystko dla bezpieczeństwa. Ale i tak opera musiała zniknąć z afisza niemal natychmiast po premierze, bo lokalne władze zdecydowały o ograniczeniach w kulturze. To one teraz mają na świecie więcej do powiedzenia niż rządy państw.

Krąży wirtualnie taki żart: „2020 – scenariusz: Stephen King, reżyseria: Quentin Tarantino”. Każdy spragniony sztuki człowiek o zdrowym rozsądku już dawno by oszalał, patrząc na to wszystko. Ja postanowiłam jednak jeszcze nie szaleć i trochę poczekać. Z czystej ciekawości, co będzie dalej.

Miesięcznik Kraków, grudzień 2020 Tekst z Miesięcznika „Kraków”, grudzień 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.