REKOMENDACJE KULTURALNE

Łukasz Maciejewski Bliscy (reż. Grzegorz Jaroszuk)”

Po siedmiu latach przerwy, a na dodatek w słabo rokującym (nasuwa się słowo „martwym”, ale brzmiałoby ono niesmacznie) czasie panowania Covid-19, zespół Świetliki ogłosił kolejną płytę.

Kadr z filmu Bliscy: M. Borge i R. Lis/za wiedzą i zgodą dystrybutora

Bliscy – tytuł może aż nazbyt dosłowny. Tak, chodzi o bliskość, a ściślej o jej brak. Bliskość budowaną latami, ale i zapisaną w genach, bliskość więzów krwi. Zaniedbywana, bywa do odtworzenia, ale to niełatwe.

Film o odbudowywaniu rodzinnych więzów. Nic nowego. Można zaryzykować stwierdzenie, że zaraz obok miłości kryzysy domowe, kłopoty w związkach są podstawowym tematem współczesnego kina, zarówno dokumentów, jak i fabuł.

Bliskich wyróżnia tonacja. Reżysera nie interesuje mentalne harakiri, histerie i perwersje. O kwestiach najtrudniejszych: odejściach, depresjach i rozstaniach, opowiada z dystansem, z zawstydzonym uśmiechem, z ironią, ale nie dotkliwą, nie cyniczną, raczej delikatną i bezkolizyjną.

Grzegorza Jaroszuka, twórcę Bliskich, wyróżnia jednak tonacja. Reżysera nie interesuje mentalne harakiri, histerie i perwersje. O kwestiach najtrudniejszych: odejściach, depresjach i rozstaniach, opowiada z dystansem, z zawstydzonym uśmiechem, z ironią, ale nie dotkliwą, nie cyniczną, raczej delikatną i bezkolizyjną. Humor filmów Jaroszuka, również Bliskich, jest tak subtelny, że czasami trudny do uchwycenia. Nie chcę pisać o artystycznych patronach tego kina, zrobiono to już wiele razy, sam to robiłem, a przecież Jaroszuk, zwłaszcza w rodzimym kolorycie filmowym, jest kimś oryginalnym i wyjątkowym, nie potrzebuje żadnych odsyłaczy. Cieszy mnie autorska konsekwencja tego autora. W nagradzanych krótkich metrażach, w debiutanckim Kebabie i Horoskopie, również w Bliskich, pozostaje sobą. Czułym (tak, to określenie na pewno powinno pojawić się w aspekcie twórczości Jaroszuka), ale i uważnym obserwatorem, dostrzegającym drobne absurdy życia i pokazującym je w taki sposób, żeby wyglądały realistycznie. Bo życie według Grzegorza Jaroszuka bywa zabawne, codzienność bywa absurdalna. Pisząc o autorze Bliskich, przenoszę jego zamysł artystyczny na siebie, własne, prywatne doświadczenie, nie po to wszakże, żeby eskalować państwa samym sobą, ale by wzmocnić jeszcze celność i wnikliwość Jaroszukowego kina. Uzmysłowiłem sobie, na przykład, że w naszym domu, w rodzinie, posługujemy się prywatnymi idiomami, określeniami domowymi, niejasnymi dla innych, które są naszą mową codzienną. Tych słów, określeń i wykrzykników nie zrozumie raczej nikt poza zainteresowanymi, ale kino Jaroszuka to właśnie takie słowa. Niby niepasujące, nazywające rzeczy wspak, a jednak prawdziwe, niewymyślone, realne. Układa swoje filmy jak życie. Ze słów przetrąconych.

„Przeszłość nie jest martwa, a może w ogóle nie jest przeszłością” – pisał William Faulkner. W Bliskich odkręcanie przeszłości bohaterów staje się lekcją wyciągania z martwoty. Jaroszuk aplikuję tę martwotę w dawkach lekkich antydepresantów. Jeszcze nie pełne zdrowie, ale już delikatny uśmiech. Bohaterami Bliskich jest rodzeństwo grane przez Adama Bobika i Izabelę Gwizdak, nie widzieli się od dawna, ich wzajemne kontakty, jeśli w ogóle były podtrzymywane, to od wielkiego dzwonu, teraz przyjeżdżają na wezwanie ojca (Olaf Lubaszenko), żeby odnaleźć matkę. Hazardzistkę i altruistkę w jednym. Brzmi ekscentrycznie? Może i brzmi, ale gdy oglądamy film Jaroszuka, ekscentryczność ulatuje, a to, co absurdalne, wydaje się naraz oswojone, sankcjonowane, zwyczajne. Bliskie, krótko mówiąc.

Operatorzy John Magnus Borge i Robert Lis robią wszystko, żeby nie burzyć poznawczej zwyczajności. Gesty, postawa, wnętrza, kostiumy. To znamy, mamy na co dzień. Tyle że w sukurs wzorcowi zwyczajności, zawierzeniu kolorystycznemu szarościom, niebieskościom, beżom, towarzyszy abstrakcjonizm warstwy językowej, owe słowa przetrącone. Anegdota jest jak film: krótka, nieporywająca, oszczędna. I wcale nie fabuła, nie anegdota, mają tutaj znaczenie. Chodzi o przetrącenie, o konwencję świetnie wyczutą przez aktorów. Ciekawa Izabela Gwizdek ma mniejsze zadanie, ale prawdziwą rewelacją filmu były dla mnie role Bobika i Lubaszenki. Adam Bobik jest zadziwiający, a mnie mało kto potrafi w kinie jeszcze zadziwić. Zdumienie wypisane na twarzy, ale i akceptacja tego zdumienia. Piotr szuka matki, pyta ojca, rozmawia z siostrą. Dialogi są krótkie, ścięte w połowie, oczy aktora uważne. „Musimy coś z tym zrobić, bo inaczej wszystko stanie się nienormalne” – mówi Piotr, sam będąc kwintesencję odrębności. I Bobik to rzeczywiście odrębny rodzaj aktorstwa: to kreacja mimiczna, w jakimś stopniu pantomimiczna, zaklęta w geście bardziej niż w słowie.

Kadr z filmu Bliscy: M. Borge i R. Lis/za wiedzą i zgodą dystrybutora

Podobny efekt, tyle że przy użyciu środków stricte aktorskich, nie opierając się na dobrodziejstwie, a może przekleństwie mowy ciała jak w przypadku Bobika, uzyskuje Olaf Lubaszenko w roli ojca. Ucieszyłem się z tej roli podwójnie, nigdy nie miałem wątpliwości, że Lubaszenko wciąż jest wspaniałym aktorem filmowym, tego się nie zapomina po prostu, i nawet w błahych, komercyjnych z założenia filmach, w których grywał od lat, widać było, że potencjał ma o wiele większy niż materiał, z którym się mierzył. Musiał w końcu pojawić się odważny reżyser, który przypomniał o Lubaszence jakiego pamiętamy sprzed lat, pracującego z największymi. Cieszę się, że tym reżyserem jest właśnie Grzegorz Jaroszuk. W przypadku kreacji Olafa Lubaszenki recenzenta znowu korci, żeby sięgnąć do szuflady z pomocnymi odsyłaczami, z kim i z czym się to aktorstwo kojarzy. Zrobię jednak unik, wygoda nazewnicza do niczego nie jest mi potrzebna. Bo na Lubaszenkę się patrzy. Wystarczy. Wydawałoby się, że aktor nie robi niczego szczególnego. Siedzi na krześle, przy stole, patrzy przez okno. Mówi coś, wydaje komendy, nie angażuje się w te dyrektywy emocjonalnie. Jest, no ale właśnie o obecność tutaj chodzi. Aktor u Jaroszuka, zwłaszcza aktor tak świadomy jak Olaf Lubaszenko, staje się medium obecności. I jest to obecność aktywna w założonej pasywności. Piękna lekcja aktorstwa. Nie potrzeba wielkich gestów ani w ogóle gestów, żeby przy minimum słów opowiedzieć o miłości, czułości, odpowiedzialności i o tęsknocie za rodziną, za dziećmi. Rajem utraconym i przywróconym. Niech będzie to raj z szarym światem, z zimową kurtką, z ceratą w małe czerwone jabłuszka i z wystygłą herbatą. Raj, na jaki nas stać. Rajskie jabłuszko z małą, figlarną gąsieniczką. Na tym polega kino. Na tym polega Jaroszuk.

Miesięcznik Kraków, marzec 2021 Tekst z miesięcznika „Kraków”, marzec 2021.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.