REKOMENDACJE KULTURALNE

Łukasz Maciejewski Skandal. Ewenement Molesty, reż. Bartosz Paduch

Te narracje są zadziwiająco do siebie podobne. W pewnym momencie, z różnych, najczęściej personalnych i osobowościowych przyczyn, zespoły rockowe czy szerzej grupa kilku ściśle ze sobą współpracujących artystów, którzy, jak to się mówi, pojawili się we właściwym czasie i we właściwym miejscu, musi się rozstać.

Maciejewski - MOLESTA, fot. Krzysztof Kowalski

Fot. Krzysztof Kowalski / dystrybutor: Best Film

Musi, ponieważ wszystkiego było już między nimi akurat za dużo i za mało. Za dużo namiętności, ambicji albo dragów; za mało empatii, wyrozumiałości albo dragów.

Ewenement Molesty nie jest ewenementem. Opowiada o drodze hiphopowego fenomenu od końca. Od sytuacji, w której niegdysiejsi, zrewoltowani przeciwko systemowi buntownicy, nie do końca nawet rozumiejący, czym jest ów system i co znaczy rewolta, układają się z życiem na zasadzie małych lub większych kompromisów. I odcinają kupony od czasu przeszłego. Zawsze już będą odcinali. Tak, to jest smutne, brzmi jak wyrok: tak będzie zawsze.

Byli pierwsi, również dlatego zostali uznani na najważniejszych, ale może prawda jest bardziej pojemna. Chłopcy z Molesty mieli na pewno coś do wykrzyczenia, wyrapowania. Byli naturalni, ponieważ nie stał za nimi żaden marketingowy system przerabiania artystów w komercyjną miazgę, wymyślania wizerunków, image’u, czyli wymłócania resztek z tego, co może było i oryginalne, ale w procesie przerabiania intuicji w dedukcję, zagubiło się i zatraciło. Molesta, w pierwszym, historycznym etapie, uniknęła maszynki do komercyjnego mięcha i dlatego właśnie tamta muzyka przetrwała. Jest w niej hop, jest hip, jest detal ursynowskich wymiocin na niesprzątanych blokowiskach, zmysłowość nieszczególnie cnotliwych dziewczyn w nieszczególnie dobrym nastroju.

Losy artystów, losy raperów, nie są tajemnicą: dopóki sami się w tym nie połapią albo nie wejdą we flirt z bezwzględną machiną korupcyjno-produkcyjną, będą zawsze poobijani. Nawet już z kasą, z rodziną, z wakacjami all inclusive. To siniaki wrażliwości, która ich zbudowała, której się z czasem wyparli.

Bartosz Paduch, autor między innymi cennego dokumentu o Totarcie, gdańskiej formacji artystycznej walczącej z systemem za pośrednictwem prowokacji i szydery, tym razem, w wielogłosowym hiphopowym numerze, jakim w swojej istocie jest Skandal. Ewenement Molesty, pokazuje rusztowania wielu podobnych karier. Najpierw jest złość, najpierw żar, stowarzyszony z młodością, ale i z nienawiścią. Bo jak można pokochać świat z perspektywy pełnej petów klatki schodowej na Ursynowie? Nie pisze się wtedy wierszy, wiersze raczej nie przejdą, krzyczy się rap. Rap o nędzy, ale i o marzeniach, i jeszcze rap o tym, żeby nie wyśpiewać tego jednego słowa za dużo, że za wszystkimi akcjami tego typu nie stoi wcale maczyzm, przewaga testosteronu, ale kompleksy, strach o przyszłość i chyba najskrzętniej ukrywana – wrażliwość.

Losy artystów, losy raperów, nie są tajemnicą: dopóki sami się w tym nie połapią albo nie wejdą we flirt z bezwzględną machiną korupcyjno-produkcyjną, będą zawsze poobijani. Nawet już z kasą, z rodziną, z wakacjami all inclusive. To siniaki wrażliwości, która ich zbudowała, której się z czasem wyparli.

Tak było z Molestą – szczyt nastąpił, zanim ktokolwiek zdążył się do tego przygotować. Potem, oczywiście upraszczając, rozpoczęło się wielkie spadanie. W podrygach (bo czasami jednak ich kariery idą lekko w górę), ale artystycznie jednak doliny. Tekst Klimy z pierwszej, legendarnej i najlepszej płyty Molesty Skandal brzmi niczym memento: „Parę osób w duszy zjednoczonych mistycznie / Na skórze alfabetycznie, Europa mówiąc geograficznie / To, co honorowe pieczętuję krwią / Muzyką, zmolestowaną techniką / Bo nieważna jest sytuacja, Klima korporacja w siłę rośnie / Większą niż bomby, które rozjebały Bośnię / Poczekaj, a każdy z nas dorośnie, postara się i przyjmie pozycje / W świecie, który pierdoli”. Poczekali, przyjęli pozycje w świecie, który zniszczył ich idealizm. Tylko czy można być idealistą przez całe życie? Czy w pewnym momencie nie staje się to nie tylko trudne do przyjęcia, nieakceptowalne przez system, czyli świat właśnie, ale w gruncie rzeczy żałosne?

Słuchając wypowiedzi dawnych członków Molesty, można odnieść wrażenie, że ci lekko podstarzali buntownicy najbardziej obawiają się dzisiaj śmieszności, oskarżeń o małostkowość, naiwność. Jest, owszem, naiwność bohaterska, na przykład wtedy, kiedy opowiadają, jak dali się nabierać raczkującym wtedy korporacjom wydawniczym, ale jest też naiwność występna, zakazana, z której wynika, że nie tylko nie bardzo potrafili rachować, ale też myśleć, dbać o siebie, kojarzyć fakty.

Skandal był sukcesem unikatowym, wyjątkowym. Nie stała za tym żadna kampania reklamowa, wmówienie marketingowe, tylko siła autentyku. Rap się u nas dopiero zaczynał, do okien wielkich bloków z wielkiej płyty przytwierdzone były małe anteny satelitarne, jeden z mniej fotogenicznych symboli transformacyjnych zmian. Rodzice oglądali bawarskie softporno na RTL-u, ich synowie w dresach („źli i łysi” – kolejny cytat z Klimy) raczej MTV Rap, pierwsze programy o muzyce, której de facto w Polsce nie było. Ci chłopcy, czyli późniejsze ikony polskiego hip-hopu – Vienio i Włodi, zakładają zespół Mistic Molesta (później Molesta i Molesta Ewenement), do zespołu dołączą Wilku, Pelson, Kaczy, DJ 600V czy nieżyjący już Chada, któremu Michał Węgrzyn poświęcił film Proceder. Nie zastanawiali się – potrafią czy nie. Musieli to zrobić, ten jedyny raz po prostu musieli. Nagrali płytę, zrobili hałas, pokochali ich rówieśnicy z innych blokowisk, ale także nadwrażliwi chłopcy we flanelowych koszulach w domach z ogródkiem, dziewczyny w opiętych dżinsach i z ukrywanym w plecaku tomikiem Poświatowskiej. Zespół Molesta zredukował podziały, był hymnem wszystkich nieboraków. „Bo nasze zadanie to molestowanie / Leszczy ściemnienie, sprytne przekręcanie”.

W filmie Paducha historie sypią się jak z rękawa. Prawdziwe czy podrasowane, nie ma to wielkiego znaczenia. Są opowieściami o latach 90. ubiegłego wieku. Łapanki policyjne i zgrywanie się na bohaterów, archiwalia i rejestracje historycznych dla zespołu momentów – kluczowego koncertu w Remoncie, pierwsze, nieporadne wywiady, studio nagrań, papiery do podpisania, cyrografy z systemem. Ten obyczajowy szwung przekłada się na przekaz filmowy przekraczający ramy samego zespołu. Skandal staje się, być może mimowolnie, opowieścią o systemie kreującym bogów i bożków i wyrzucających ich do śmietnika, jest także historią cynizmu. Hip-hop zaczął być szanowany dopiero wtedy, gdy stał się intratną pozycją do zaksięgowania, a szefowie majorsów wyczuli (z dużym opóźnieniem), że na tym naprawdę można świetnie zarobić. Dzisiaj wiemy, że na TYM zarabia się chyba najlepiej. Dzisiaj już to wiemy, ale zarabiają inni, młodsi. Nie Vienio, nie Włodi, nie Molesta.

„My, łysiejący już i nie piękni, i nie dwudziestoletni, mieliśmy tych parę kroków w słońcu” – pisał w Pięknych dwudziestoletnich Marek Hłasko. Bohaterowie Skandalu mogą to powtórzyć. Parę kroków jednak było.

Hip-hop zaczął być szanowany dopiero wtedy, gdy stał się intratną pozycją do zaksięgowania, a szefowie majorsów wyczuli (z dużym opóźnieniem), że na tym naprawdę można świetnie zarobić. Dzisiaj wiemy, że na TYM zarabia się chyba najlepiej.

Miesięcznik Kraków, październik 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, październik 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.