Edukacja, głupcze!
Rozmawiają Jerzy Hausner i Mateusz Zmyślony

O tym, jakie wyzwania czekają nas w nowej, postpandemicznej rzeczywistości, jak zachować równowagę między globalizacją a lokalnością, czym są laboratoria życia i czy obecnie możemy powiedzieć, że mamy do czynienia z wielką osobliwością, rozmawiają ojcowie przedsięwzięcia Open Eyes Economy.

prof. Jerzy Hausner

Na pierwszym planie prof. Jerzy Hausner, fot. z archiwum OEES / za zgodą organizatorów

Mateusz Zmyślony: Zaczęliśmy 6 lat temu… Pytanie brzmi, gdzie jesteśmy dziś z naszym Open Eyes Economy?

Jerzy Hausner: Myślę, że ciągle jesteśmy na początku jakiejś drogi, która nie ma ściśle ustalonego przebiegu. Raczej mamy wyznaczone stacje na tej drodze. Każda nasza stacja jest szczytem, bo od początku tak postanowiliśmy nazywać nasze listopadowe wydarzenie – summit. Dochodzimy na ten szczyt, rozglądamy się i zastanawiamy się, jaki ma być kolejny.

Szkoła, której podstawową funkcją jest edukacja dzieci i młodzieży, może być jednocześnie urządzeniem wspólnotowym łączącym pokolenia. (Jerzy Hausner)

Ta metafora górska jest bardzo atrakcyjna, ale po wejściu na szczyt trzeba zejść w dolinę. A teraz mam wrażenie, że znikamy w ciemnej, głębokiej dolinie.

Będziemy musieli rozważyć nie tylko to, jaki ma być kolejny szczyt, ale także, czy ta zazwyczaj obierana droga – schodzimy w dolinę i potem wspinamy się ponownie – nie powinna być inna. Formy, które dotychczas rozwinęliśmy poza kongresem, to były głównie seminaria, konferencje – spotkania. Nazwaliśmy je Open Eyes Economy on Tour. To wszystko się sprawdzało – ludzie potrzebowali kontaktu, rozmowy. Potrzebowali się policzyć i poczuć rodzaj wewnętrznej siły. Jest nas niemało, możemy dzisiaj wspólnie skoncentrować się na dwóch innych działaniach. Po pierwsze, na poszukiwaniu rozwiązań, a po drugie – na ich wdrażaniu. Będziemy poszukiwali kontaktu z ludźmi, którzy chcą działać, a nie tylko mówić o działaniu. Niedawno miałem rozmowę z Grzegorzem Chłopickim, który stara się znaleźć pomysł na Beskid Niski, subregion mieszczący się na terenie dwóch województw. Nie można go całkowicie wydzielić jako rezerwatu, mieszkają tam ludzie i należy wziąć pod uwagę ich potrzeby. Ich działalność musi być jednak ograniczona, ponieważ to płuco potrzebne jest tym dwóm województwom i całej Polsce. Potrzebne także w skali globalnej, bo musimy takie ekosystemy chronić. Zastanówmy się, jakie rodzaje działalności będą w tym pomocne.

Zauważyłem, że w twoich wypowiedziach pojawia się często sformułowanie „rewolucja przemysłowa 4.0”. Ja z kolei promuję tezę, że mamy teraz do czynienia z wielką osobliwością – singularity. Uważam, że to jest zupełnie nowe zjawisko, zestaw zdarzeń związany z rewolucją cyfrową podrasowany przez pandemię, która pokazała wiele nowych zjawisk i otworzyła oczy na nowe aspekty rzeczywistości.

Posługuję się pojęciem rewolucji 4.0 nie dlatego, że jestem jego współautorem, tylko dlatego, że wielu ludzi zastanawia się nad nim w kontekście obecnej zmiany technologicznej. Rewolucja przemysłowa 4.0 oznacza, że to jest czwarta rewolucja i można ją opisywać jako kolejny wielki skok technologiczny. Takie technologiczne przełomy posuwały działalność wytwórczą do przodu. Teraz to wiąże się z zastosowaniem takich rozwiązań jak sztuczna inteligencja, robotyka – to elementy zmieniające relację między człowiekiem a maszyną. Trudno bagatelizować tę dyskusję, bo ona jest powszechna i nas dotyczy. Nie zaprzeczam pojawieniu się zmiany technologicznej, a w konsekwencji społecznej, natomiast tak jak w przypadku rewolucji przemysłowych 1., 2. i 3. pojawia się problem, na czym polega różnica między tymi przełomami? Nie tylko na tym, że mamy teraz intensywniejszą komunikację. Także na tym, że żyjemy w świecie, który się zglobalizował. Kontynenty nie są już odrębnymi światami połączonymi pomostem. Teraz cokolwiek dzieje się w jakiejś części świata, będzie miało szybko wpływ na zdarzenia na całej planecie. Nie występuje przy tym opóźnienie, a więc nie ma czasu na adaptację. Dawniej opóźnienie pozwalało zapanować nad rozmaitymi zjawiskami. My tego czasu na przestawienie nie mamy.

Teraz cokolwiek dzieje się w jakiejś części świata, będzie miało szybko wpływ na zdarzenia na całej planecie. Nie występuje przy tym opóźnienie, a więc nie ma czasu na adaptację. (Jerzy Hausner)

Osobliwością jest też to, że w jednym czasie nakłada się na siebie tyle rodzajów zagrożeń. Ludzkość może sobie nie poradzić z takim spiętrzeniem problemów. Dużo mówi się o tych związanych z klimatem, ale nie zapominajmy też o nowych rodzajach broni czy migracjach. Tych zagrożeń jest bardzo wiele i one się wzajemnie wzmacniają.

Jak na to wszystko reagować? Jeden z narzucających się sposobów myślenia to stworzenie globalnej władzy, by próbowała nad tym zapanować. To jednak niebezpieczne urojenie. Jeśli miałyby istnieć omnipotentne władze, możemy obawiać się, czy nie powstanie jakiś układ bipolarny. Z jednej strony będzie do wyboru American Way Of Life, z drugiej Chinese Way Of Life. Ale to będzie wybór między dżumą a cholerą. Czy nad czymś takim można zyskać kontrolę?

To mnie przekonuje, bo osobliwości (singularity) definiowałem z perspektywy pewnych zdarzeń. Składnikiem osobliwości jest globalizacja sama w sobie. Pierwszy raz odczuliśmy to w pełni. I rzeczywiście, jeżeli określimy, że problem stanowi globalizacja nieodseparowana od innych elementów wielkiej zmiany, to nie sposób go rozwiązać bez pomocy jakiejś władzy.

To jest jedna możliwość. Druga jest taka, żeby zostawić to spontanicznym siłom – wróćmy do naszej odrębności, przywróćmy świat sprzed globalizacji.

Utopia!

To jest urojenie nierealizowalne. Pytanie brzmi: w jaki sposób możemy, nieprzekreślając globalizacji, budowa
w systemie globalnym względnie niezależne moduły? Odwołując się do naszej terminologii – co zrobić, żeby były wyspy, żeby tworzyły archipelagi, ale by ich przetrwanie nie zależało od przynależności do jednego wielkiego kontynentu czy układu globalnego.

A nie jest tak, że tą wszechwładzą albo zaczątkiem archipelagu porządkującego cały globus mogą okazać się korporacje?

Nie wierzę w to, bo korporacje mają to do siebie, że się pożerają. Stają się potężne, ale przestają być twórcze. Nie pomogą nam w znajdowaniu rozwiązań, a my musimy szukać dziesiątków różnych sposobów dopasowanych do specyfiki miejsca i kultury. Dla mnie podstawą jest poszukiwanie spirali rozwojowych w najbliższym otoczeniu, na przykład regionalnej suwerenności żywnościowej. Jeśli myślimy o żywności w kategoriach globalnych, to zmierzamy w kierunku uprzemysławiania, scentralizowanej redystrybucji, ujednolicania standardów itd. To wszystko są ścieżki prowadzące ku przepaści.

Ważne jest myślenie o tym, jak upodmiotowić wspólnotę lokalną w zakresie podstawowych potrzeb: energetycznych, technologicznych i żywnościowych. Ich zaspokajanie nie musi być skomercjalizowane i poddane rynkowym regułom, choć nie wyklucza to obecności na rynku. To wszystko wymaga ponownej refleksji. I nie chodzi tylko o wymyślanie jakiejś nowej spółdzielczości, aczkolwiek nie odżegnuję się od organicznej spółdzielczości. Powinniśmy starać się, by wspólnoty lokalne miały różne narzędzia. Jednym narzędziem jest gmina, innym jest szkoła, która może być wykorzystana.

Ta suwerenność lokalna wiąże się z częściową deglobalizacją. Między innymi wskutek pandemii dostrzegliśmy, że straciliśmy kontrolę nad globalizacją w wielu dziedzinach. Nie wiem, czy pamiętasz naszą ostatnią dyskusję na żywo w Łodzi przed pandemią. Przewidywałem wtedy, że jedną z pierwszych reakcji dużych graczy, zwłaszcza rządów, będzie próba nacjonalizacji jak największej liczby gałęzi przemysłu i skrócenia łańcuchów dostaw, zwłaszcza produktów strategicznych, ich uniezależnienie od zagranicy.

Odwróciłbym to rozumowanie. Nie zaczynałbym od tego, jak unarodowić globalizację i sieci. Zastanowiłbym się raczej, jak umocować tę podstawową formę naszej organizacji życia zbiorowego jaką jest lokalność. A dopiero po tej refleksji rozpocząłbym myślenie, co wspólnota ma do zaoferowania innym i co powinna dostarczać jej władza zwierzchnia.

Słuchając tego, zrozumiałem, że istnieje jeden gracz, który ma starożytny wręcz monopol na dowodzenie społecznością lokalną. Ludzie w polskich realiach spotykają się głównie w kościele.

Nie neguję, że Kościół mógłby taką rolę odegrać. Pod jednym warunkiem – że parafia nie byłaby miejscem, gdzie chodziłoby tylko o dyscyplinowanie religijności, ale także o kształtowanie więzi społecznych. Natomiast do tego celu nie musi służyć parafia i faktycznie temu nie służy.

Musimy sobie zadać pytanie, kto może społeczność lokalną organizować, tak by działała skutecznie, i dać jej szansę spotykania się. Współcześnie taki system można stworzyć wokół szkoły czy domu kultury, choć do tego drugiego nie każdy przyjdzie.

Zależy, co ten dom będzie oferował. Pamiętam miesiące spędzone na stypendium w tak zwanej Wielkiej Kopenhadze, która jest podzielona na osobne gminy, świetnie skomunikowane. To wzorzec komunikacji publicznej. Każda z tych gmin jest małym światem dla siebie. Ich mieszkańcy nie muszą jechać daleko, żeby załatwić życiowo ważne dla nich sprawy. W Danii zawsze imponowało mi, prawdopodobnie podobnie jest we wszystkich krajach skandynawskich, że w gminie jest centrum sportowe, ale nie jest to obiekt tylko dla członków klubu sportowego, lecz miejsce, gdzie całe rodziny mogą zaspokajać swoje potrzeby rekreacyjne i społeczne.

Dzięki pandemii dostrzegliśmy, że straciliśmy kontrolę nad globalizacją w wielu dziedzinach. (Mateusz Zmyślony)

Wpadnę Ci w słowo i zilustruję to jeszcze inaczej. Piszę tekst o edukacji, o szkole jako budynku, o architekturze i wnętrzu. Trafiłem na fantastyczny koncept z Finlandii. Zbudowali tam szkołę z założeniem, że ma to być multifunkcjonalny obiekt dla całej społeczności lokalnej. Po lekcjach szkoła się nie zamyka, złazi się do niej wtedy całe miasto i odbywają się w niej wszelkiej maści spotkania, zajęcia, joga, wymiany książek, ubrań, dyskusje, narady. W budynku życie kipi także w weekend na rozmaitych wspólnotowych kiermaszach. Przychodzą na nie prawie wszyscy mieszkańcy.

To dobry przykład. Szkoła, której podstawową funkcją jest edukacja dzieci i młodzieży, może być jednocześnie urządzeniem wspólnotowym łączącym pokolenia. W funkcjonowanie opisywanej przez Ciebie instytucji wdrukowana została solidarność międzypokoleniowa. Może być na to miejsce w szkole, klubie sportowym czy domu kultury. Ponadto istnieją tradycyjne urządzenia takie jak sołectwo. Dzisiaj jest to zebranie wiejskie, które animuje tak naprawdę gmina, gdy chce o coś zapytać mieszkańców. Ale kiedyś sołectwo było czymś więcej, było pewną formą zorganizowania wspólnoty. Te wszystkie urządzenia, zarówno tradycyjne, jak i nowoczesne można połączyć, by z myślenia o rynku i skali przestawić się na myślenie o poprawie jakości życia. To jest fundament.

Spójrzmy teraz na inną tendencję, z którą Europa boryka się od dawna. 40 proc. miast w Europie się kurczy. W Polsce depopulacja miast także jest faktem. Czy mamy wierzyć w to, że w odpowiedzi na ten stan rzeczy zcentralizowana władza odpowiednio zorganizuje nam państwo, połączy lub podzieli gminy? A co z tkanką społeczną i mieszkańcami? Jaki proces powinny przechodzić? Spiralę upadku, zastoju, regresu i kurczenia się trzeba przekształcić w spiralę rozwoju. Czy to się uda? To zależy od tego, czy rozpoznamy dotychczas lekceważone, marginalizowane, niewykorzystywane zasoby, którymi dysponują społeczności.

Open Eyes Economy powinno właśnie na tym się teraz skupiać. Pokazywać ludziom, że mogą poradzić sobie ze swoimi problemami, że zgodnie z zasadą pomocniczości mają prawo domagać się od władzy warunków do działania. Z jednej strony konieczne jest respektowanie ich suwerenności, a z drugiej wspomaganie ich zdolności do działania, choć społeczeństwo musi polegać przede wszystkim na tym, co samo potrafi.

Wydaje się, że wyłaniają się dwa wnioski. W wymiarze międzynarodowym powinniśmy zaplanować częściową deglobalizację, a w wymiarze lokalnym dążyć do wzrostu znaczenia małych społeczności.
A w nawiązaniu do kurczących się miast mam kolejny przykład z Finlandii. W jednej z gmin znacznie malała populacja, receptą na to również okazała się szkoła. W tej chwili w tej gminie 60 proc. mieszkańców to imigranci, osiedlili się w niej na zaproszenie władz. Zafascynowała mnie otwartość w rozwiązywaniu nowych problemów. W szkole (podstawowej), do której uczęszczać miały także dzieci imigrantów, pierwszym językiem wykładowym ma być fiński. Większość uczniów w ogóle go nie znała albo dopiero zaczynała się go uczyć. Wzięto to pod uwagę przy projektowaniu budynku. Jedno skrzydło było przeznaczone dla tych, którzy mówią po fińsku od urodzenia, drugie dla osób mówiących w innych językach. Przestrzeń łącząca obie części została pomyślana tak, by sprzyjać integracji. I choć dzieci mówiły w aż 32 językach, to miały prawo wybrać jako pierwszy swój język ojczysty, jako drugi obowiązkowy fiński, a oprócz tego program zakładał naukę trzeciego języka. Rozmach przedsięwzięcia jest godny podziwu, bo ta obietnica została zrealizowana, ściągnięto po prostu nauczycieli z 32 krajów świata. Co to w praktyce oznacza? Że trzeci język do nauki w szkole podstawowej można wybrać z listy liczącej 34 pozycji. Dla mnie to niesamowite, że wszystko to wynika z pomysłu na to, co zrobić, żeby gmina się nie kurczyła. Odpowiedzią na trendy demograficzne w krajach bogatszych są migracje.
Zawsze byłem zdania, że to pozytywne zjawisko, pod warunkiem że poprawnie przeprowadzi się procesy integracyjne.

Czym jest taka szkoła i rozwiązania w niej zastosowane? Nazwałbym ją żywym laboratorium życia. Lokalna społeczność rozwiązuje w nim swój życiowy problem, wybrała konkretny sposób postępowania. A kim jesteś ty, kiedy to opisujesz? Jesteś obserwatorem laboratorium życia. Nie działasz za tych ludzi. Opisujesz to, co zrobili, i starasz się przekazać ich doświadczenie, przybliżasz je innym. Starasz się także objaśnić logikę poszukiwania rozwiązania. Mieszkańcy tej gminy są uczestnikami, ty jesteś obserwatorem.

A czym ma być Open Eyes Economy? Ma łączyć uczestników i obserwatorów. Musimy być poszukiwaczami laboratoriów życia, łączyć innych obserwatorów z uczestnikami, żeby doświadczenie nie było transferowane mechanicznie z jednego punktu do innego, ale pomagało zrozumieć, że możesz być samodzielny.

W Finlandii znalazłem jeszcze inne inspiracje możliwe do przełożenia na polskie realia. Ten przykład wiąże się z naszą starą dyskusją o kapitałach miękkich i długofalowej przewadze konkurencyjnej kogoś o bardzo rozległym know-how. Oto jedna ze szkół wpadła na genialny pomysł – oprócz zwykłego nauczania przez nauczycieli realizowany jest w niej proces nazywany treningiem. Uczestniczą w nim dzieci od 7. roku życia, jest to trening „na nauczycieli”. U podstaw tego leży założenie, że duża liczba absolwentów tej szkoły będzie chciała, gdy dorośnie, zostać nauczycielami. Dlatego szkolenie na nauczycieli rozpoczyna się od 7. roku życia. Taki fiński nauczyciel będzie po prostu niepokonany, najlepszy.

W ramach Fundacji GAP opublikowaliśmy raport Poza horyzont: kurs na edukację. Przyszłość systemu kształtowania kompetencji w Polsce. Poruszamy w nim wiele zagadnień związanych z wspomnianymi przez ciebie przykładami. Operujemy oczywiście na poziomie ogólnym, ale co do zasady podział na tych, którzy przekazują wiedzę, i tych, którzy ją przyjmują, jest błędem. Szkoła zorganizowana wyłącznie transmisyjnie oducza samodzielności, a uczy podległości.

Open Eyes Economy musi też generować wiedzę ogólną i poszerzać ramy myślowe, które sami zaproponowaliśmy. Z drugiej strony, zmierzamy do odszukiwania obserwatoriów i laboratoriów życia.

Fantastyczne jest to, że spontanicznie doszliśmy do cudownego hasła „Edukacja, głupcze”. Skoro kończymy na oświacie, to wskazujemy to, co rzeczywiście może być najbardziej istotne po pandemii i wielkiej osobliwości oraz co należy obserwować i zmieniać na lepsze. Resumé to trzy spostrzeżenia: czeka nas częściowa deglobalizacja, rosnąca niezależność lokalnej społeczności, samorządu i najmniejszych komórek społeczeństwa obywatelskiego oraz położenie nacisku na edukację. Kto to zrobi, ten odnajdzie się w przyszłości.

Jerzy Hausner – profesor nauk ekonomicznych, w latach 2001–2005 poseł na Sejm oraz minister w rządach Leszka Millera i Marka Belki, a także wiceprezes Rady Ministrów i członek Rady Polityki Pieniężnej w kadencji 2010–2016, tworzył plan naprawy finansów publicznych (tzw. plan Hausnera), który w większości nie doczekał się realizacji. Autor wielu publikacji i laureat cenionych ważnych wyróżnień.

Mateusz Zmyślony – ekspert komunikacji społecznej i marketingu, założyciel Grupy ESKADRA, jednej z czołowych na polskim rynku, niezależnych firm zajmujących się reklamą. Pionier marketingu miejsc w Polsce, autor kilkudziesięciu strategii marek, miast i regionów oraz projektów z zakresu marketingu wielkich wydarzeń (m.in. UEFA EURO 2012, EXPO 2022). Laureat ponad 20 profesjonalnych nagród w konkursach krajowych i międzynarodowych, w tym trzech światowych Globe Awards. Wspólnie z prof. Jerzym Hausnerem współautor koncepcji Open Eyes Economy i współorganizator corocznego Open Eyes Economy Summit w krakowskim ICE.

Miesięcznik Kraków, listopad 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, listopad 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.