Światoodczucie. Rozmowa z Zofią Zarębianką Rozmawiała Elżbieta Wojnarowska

Zofia Zarębianka: Na ludzi oddziałuje się sobą, tym, jakim samemu się jest, jakie wartości się wyznaje…

Zdjęcie: Grzegorz Kozakiewicz

Elżbieta Wojnarowska: Poeci zwykle ukrywają się za podmiotem lirycznym…

Zofia Zarębianka: Stosunkowo rzadko wypowiadam się jako „ja”, w pierwszej osobie. Nawet gdy poruszam tematy prywatne, takie, których geneza sięga do własnego doświadczenia, własnego życia, nie posługuję się pierwszoosobową narracją liryczną… Najczęściej podmiot jest w moich wierszach ukryty, zakamuflowany, wypowiada się o nim ktoś jakby z zewnątrz. Tego rodzaju zabiegi służą zapośredniczeniu wyznania lirycznego, są parawanem dla nazbyt osobistych wyznań, mają chronić przed ekshibicjonizmem… Więc jakaś „ona” faktycznie często (ale nie zawsze!) jest tożsama ze mną, ale gramatycznie się chowa…

Pisząc z punktu widzenia jednostki, uogólniasz swoje, jej przeżycia jako los przynależny każdemu, z więc nam wszystkim.

Myślę, że to, co najbardziej własne jest zarazem wspólne nam wszystkim jako ludziom, dotyczy w takiej czy innej formie każdego… Rzeczywistości doświadczane przez każdego z nas z osobna jako niepowtarzalne i odnoszące się jedynie do mnie samej, rzeczywistości fundamentalne egzystencjalnie jak choroba, cierpienie, śmierć, są nasze własne, indywidualne w swoim przebiegu – za każdym razem innym, w swojej formie i okolicznościach, ale też niezależnie od tych biograficznych odmienności – ponieważ wyznaczają jakąś podstawę bytu każdego człowieka. Pozostają też tym, co nas, jako ludzi, łączy… Czy nie dzięki temu, że tak jest, możliwe jest w ogóle porozumiewanie się między ludźmi?

Podsumowanie życia nie jest jednak u ciebie wesołe.

Nie czynię jeszcze jakichś generalnych podsumowań – i to samo w sobie jest optymistyczne… A że świat, rozliczne zagrożenia, wobec których stoi ludzkość i Ziemia jako planeta, są oczywiste i ja jakoś zawsze, od dzieciństwa mocno je odczuwałam czy przeczuwałam, to stąd wyczulenie na kruchość, przemijalność, tymczasowość życia na Ziemi.

Ale przecież doceniasz wartość każdej chwili, każdego istnienia, szczegółów świata, który nas otacza. Wręcz trzymasz się go kurczowo.

To też pewnie typ wrażliwości, sposób intuicyjnego i pozazmysłowego odbierania jakichś niewidocznych i niesłyszalnych sygnałów, zwiastujących te niebezpieczeństwa dla życia na planecie. W drugiej połowie lat 70. minionego wieku, gdy zaczynałam na poważnie pisać, jeszcze w szkole średniej, podejmowana przeze mnie tematyka globalnego zagrożenia, w tym ekologicznego, była czymś w ogóle nieobecnym w polskiej poezji. Już wtedy pisałam o niszczeniu przyrody, o braku wody, o zatrutych źródłach życia Ale jakoś nikt z krytyków nie zauważył, że ja podjęłam ten problem dawno temu, chyba jako jedna z pierwszych… Zgadzam się więc – obraz, jaki się wyłania z moich wierszy nie jest jasny, przynajmniej w odniesieniu do wymiaru ziemskiego, do tego doczesnego tu i teraz. Lecz między umiłowaniem życia a poczuciem jego kruchości i przemijalności nie ma sprzeczności. Przeciwnie, im bardziej coś jest zagrożone, tym bardziej się to coś ceni, tym bardziej chce się wyssać do końca, ile można, żeby nic nie stracić.

Piszesz z punktu widzenia osoby wierzącej. Skąd więc tyle pesymizmu i niepokojów, jeśli chodzi o życie wieczne? Czy nie należy się cieszyć z końca trosk i powrotu do wiecznej szczęśliwości, cokolwiek rozumieć pod tym określeniem?

Wiara nie jest stanem statycznym. Gdyby była pewnością, nie byłaby wiarą, ale wiedzą. Wiara jest zaufaniem, ale i zmaganiem, ciągle ponawianym aktem zawierzenia. Wiara w moim rozumieniu jest wiernością Bogu, w tym sensie jest aktem woli niezależnym od uczuć. Często jest zawierzeniem w ciemności. Jest też coś takiego jak dynamika wiary, pisze o tym między innymi Paul Tillich. Zatem to nie jest, a nawet nie powinno być tak, że wiara niweluje troskę i niepokój. One są naturalne i – by tak rzec – są elementem wiary. Wiara nie pozbawia człowieka rozumu i refleksji. Jeśli by tak było, byłaby czymś powierzchownym, niewytrzymującym konfrontacji z brutalnością życia. Wiara wreszcie nie oznacza braku realizmu w odniesieniu do ziemskiego wymiaru, do naszego tu i teraz.

Istnienie zła w człowieku kłóci się z koncepcją stworzenia go na obraz i podobieństwo Boga, gdyż Bóg musiałby być także złem, nie tylko dobrem i miłością. Czy nie to wpływa na lęk przed śmiercią? Obawa o to, kogo i co tam napotkamy, jeśli napotkamy? Czy nie to mniej lub bardziej świadomie przekazujesz nam w swoich wierszach?

Ja niczego nie zakładam z góry. Gdyby tak było, to uprawiałabym wierszowaną moralistykę, a nie poezję. Każdy może sobie wyciągać z wiersza takie wnioski, jakie mu dyktuje jego indywidualna lektura i na jakie mu pozwala jego pojemność emocjonalna, wrażliwość i czasem też przygotowanie do odbioru. Ja piszę, a to, w jaki sposób wiersz zostanie odczytany, to już nie moja rzecz.

Jesteś profesorem. Czy praca naukowa nie przeszkadza ci w pisaniu poezji? Pisanie naukowe wymaga jednak innego zaangażowania intelektualnego niż twórczość metaforyczna jaką jest poezja? Jak udaje ci się przechodzić z jednej formy w drugą?

Wiersze pisałam dużo wcześniej niż zostałam profesorem. I to one pozostają główną formą mojej wypowiedzi pisarskiej, może nie w sensie ilościowym, bo tu przeważają formy dyskursywne, ale w sensie ważności. Prymat w moim pisaniu mają wiersze, stąd zresztą tytuł jednego z tomików: Wiersze: Pierwsze. Tu nie chodzi o wiersze pierwsze, czyli wczesne, ale o to, że wiersze są w mojej świadomości najważniejsze. To że jestem profesorem, jest niezależne i pozostaje rozłączne z faktem pisania wierszy. Nie odczuwam tu żadnej dychotomii…

Czyja i jaka twórczość zachwycała cię kiedyś, a jak jest teraz?

Ja się rzadko zachwycam, a jeśli już, to pojedynczymi wierszami raczej niż całą jakąś twórczością. Efektem takich punktowych zachwytów są moje książki: Bóg wpisany w wiersze, teologia poetów obcych (2018) i tom drugi, tak samo zatytułowany, tylko dla odmiany: teologia poetów polskich (ma się ukazać do końca roku). Z ważniejszych nazwisk, które się tam pojawiają, wymieniłabym Paula Celana, Nelly Sachs , Rainera Marię Rilkego i Denise Levertov.

A moją niezmienną miłością jest twórczość Czesława Miłosza, którego uważam za najwybitniejszego polskiego pisarza (bo nie tylko poetę) XX wieku. Miłosz to dla mnie ranga taka jak Mickiewicz. Intelektualny rozmach jego dzieła jest czymś niezwykłym. A jego duchowa mądrość i głębia nie mają sobie równych.

Trudno mi wskazywać najbardziej ulubionych twórców, bo z racji zawodu czytam dużo i czasem wolę w ogóle od czytania odpocząć, posłuchać muzyki, iść do kina albo na spacer, posiedzieć z przyjaciółmi. To też ważne wymiary życia.

Jakie zasady zaszczepiasz swoim studentom kończącym studia? Idźcie i…

Na ludzi oddziałuje się sobą, tym, jakim się jest, jakie wartości się wyznaje… Chciałabym, żeby byli przyzwoitymi ludźmi, żeby rzetelnie podchodzili do swej pracy, żeby pozostawali w horyzoncie wartości. To jest coś, co ludzie wyniosą z kontaktu z tobą albo nie…

A jaką zasadę zaszczepili ci rodzice?

Chyba niczego mi specjalnie nie zaszczepiali… Po prostu byli. Był to dom o określonym profilu i to się zwyczajnie wynosi… Ale żeby to w jakieś formuły ujmować? Może jedna z Księgi Mądrości Syracha: „Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy mądrość serca osiągnęli”. I druga z wiersza Miłosza O aniołach: „Zaraz dzień, jeszcze jeden, zrób, co możesz…”.

Wiersze Zofii Zarębianki

* * *

Zmywam naczynia
I usiłuję przypomnieć sobie
Wiersz
Który przypłynął
Wczoraj w nocy
Niezapisany obraz
Porywa strumień
Wody

* * *

Lęk
Przetworzyć w wiersz
Zastygnie w milczeniu
Zamarznięte frazy
Nie znajdują na to słów
Zamierają
Na siniejących wargach

Z Orłowa

Byłam tutaj zanim się narodziłam
Niewielkie uliczki opodal nadmorskiego brzegu
Stare wille w zaniedbanych ogrodach
Już wtedy z tego molo patrzyłam w daleki
Horyzont
Było późne lato
Była wczesna jesień
W białych koralach i sukience w kropki
Stoisz w oknie
opierając się o framugę
I czekasz na mnie
uśmiechasz się łagodnie
Z czarno-białej fotografii
Którą pomału ściera czas

Konkluzja

Niejasne znaki
Nieczytelne hieroglify
Mozaiki z brakującymi
Kamyczkami
Jak to poskładać
Po prostu
Trwać
To wystarczy

* * *

A jeślibym jednak umarła
to jakie życie mnie czeka
zamiast słońca i wiatru
na ziemi
pod ziemią – podziemna rzeka
Leta
zamiast letniej zieleni
pamięć
zieleń odwoła
w śnie ciemnym zakorzeni
pod mchem

Miesięcznik Kraków, lipiec–sierpień 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, lipiec–sierpień 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.