Nasza wdzięczność dla STU

„Teatr STU. Nasze emocje… I nasza wdzięczność”. Tak właśnie pisze kilkunastu spośród tych kilkudziesięciu tysięcy ludzi rozsianych po całym świecie, którzy teatr szczególnie kochają – skorzystało z zaproszenia miesięcznika, by złożyć hołd STU. I składają… A i my, redakcja miesięcznika do listy zakochanych w STU się przyłączamy i życzymy wszystkiego najlepszego na kolejne 56 lat 🙂

Ukształtowały mnie dwa ważne spektakle STU, SpadanieExodus, a potem ważne było dla mnie wiele kolejnych. Starałem się więc zawsze pomagać temu teatrowi, gdy tego potrzebował: najpierw jakoś go wsparłem jako wojewoda, a później, już jako prezydent, doprowadziłem do tego, że stał się miejską instytucją kultury. I dziś, kiedy mam tylko wolny czas, chętnie idę do STU.

Prof. Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa

Moje dorosłe życie to równoległy tor, po którym zasuwa Szalona Lokomotywa wraz z teatrem STU, a jedno z pierwszych moich mocnych teatralnych doznań jako ucznia liceum to Exodus w Barbakanie, gdzie nie można było się oprzeć wdziękowi pięknej nagiej aktorki.

Jerzy Meysztowicz (przedsiębiorca, polityk)

STU bardzo lubię i szanuję.

Jan Kanty Pawluśkiewicz (kompozytor)

Wielki podziw i szacunek dla STU za nieustający niepokój twórczy, niezależność i absolutny profesjonalizm.

Paweł Nikliński (Targi w Krakowie)

55 lat jestem wiernym widzem STU i czekam na każdą premierę, która jest zawsze dla mnie niespodzianką, przeżyciem i świętem.

Anna Stafiej (miesięcznik „Kraków”)

Teatr STU to esencja prawdziwego teatru. Bezbłędne przerobienie niedoskonałości ich siedziby na największy plus umożliwiający niespotykaną łączność widowni z aktorami. Jedyne miejsce, gdzie z radością udaję się na spektakle, na których już byłem, za każdym razem mając radość z uczestnictwa w misterium.

Leszek Domański (przedsiębiorca)

Do STU trafiłem jeszcze jako licealista z Tarnowa, byłem jednym z finalistów Olimpiady Polonistycznej. Zabrano nas po finale do teatru i choć nie pamiętam spektaklu, to do dziś mam przed oczami kruczoczarny warkocz dziewczyny z Dębicy, która siedziała przed mną. Ilekroć jestem w STU, to każda sztuka zaczyna się dla mnie od wspomnienia tego warkocza…

Paweł Pawlik (dyrektor programowy RFM Classic)

Teatr STU jest teatrem mojej młodości. Był wtedy synonimem sztuki odważnej, zaangażowanej. Do dzisiaj utrzymuje swoją najwyższą pozycję. Oby trwał.

Małgorzata Jantos (radna miasta Krakowa)

Moja emocjonalna przygoda z teatrem zaczęła się właśnie od STU. Uwielbiałem atmosferę sceny z aktorami na wyciągnięcie ręki. To był jedyny krakowski teatr, do którego chodziłem jako uczeń szkoły podstawowej i potem liceum.

Bartosz Szydłowski (reżyser i aktor, założyciel Teatru Łaźnia Nowa, twórca Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia)

W STU zagrałem na początku swojej zawodowej drogi. To był spektakl Rafała Kmity, a ja byłem na ostatnim roku studiów. Wielkie wyróżnienie!

Piotr Sieklucki (reżyser i aktor, dyrektor Teatru Nowego Proxima)

Pamiętam swoje zaskoczenie, jak aktorzy niespodziewanie wyszli z zapadni ukrytej na scenie podczas Castingu w reżyserii Rafała Kmity. Było to 20 lat temu, a wspomnienie wywołuje dalej uśmiech na mojej twarzy.

Alan Pakosz (aktor, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Improwizacji Scenicznej IMPROFEST)

STU Krzysztofa Jasińskiego to moja szkoła teatru. Tam, jako adept, uczyłem się aktorstwa. (…) Na wiele późniejszych wyborów życiowych olbrzymi wpływ miały wiedza i doświadczenie wyniesione ze STU.

Jerzy Zoń (założyciel Teatru KTO)

Widziałem w STU wiele spektakli i projektów artystycznych. Do STU się nie chodzi, tylko się uczestniczy w poczuciu wspólnoty. Zawsze byłem jednym ze STU. Jak wielu. Wczoraj, przedwczoraj i dziś.

Bogusław Nowak (dyrektor Opery Krakowskiej)

Fenomen STU polega na rodzinnej atmosferze i umiejętności kształtowania publiczności, która wyznacza sposób reżyserowania, ale i odbioru dzieł. Oraz na tym, że na przekór naturalnym procesom do instytucjonalizacji STU zachował rys teatru alternatywnego, świeżość awangardowego eksperymentu i ducha kontrkultury.

Robert Piaskowski (pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. kultury)

Jeden z milszych epizodów w moim życiu było zaproszenie przez dyrektora Krzysztofa Jasińskiego do współpracy przy spektaklu Kolacja na cztery ręce. To historia rzekomego spotkania Jana Sebastiana Bacha i Jerzego Fryderyka Händela. Poproszono mnie o przygotowanie opracowania muzycznego przedstawienia, na co zgodziłam się z przyjemnością, poza tym grali w nim wielcy polscy aktorzy: Jerzy Bińczycki (Bach), Jan Nowicki (Händel) i Jan Peszek (Jan Krzysztof Schmidtt), którego czasem zastępował Leszek Piskorz i śp. Wiesław Wójcik. Opracowane przez mnie utwory Bacha i Händela były tłem do rozmów głównych bohaterów, niektóre z nich panowie grali sami na klawesynie i fortepianie.

Joanna Wnuk-Nazarowa (dyrygentka, kompozytorka, pedagog)

Widzowie otaczają scenę Teatru STU z trzech stron. Siedziałam w każdym z sektorów i zawsze miałam to samo uczucie, że obcuję blisko z prawdziwą sztuką i artystami, którzy są w stanie zrobić bardzo wiele.

Magda Huzarska-Szumiec (miesięcznik „Kraków”)

Na Teatrze STU się wychowałem, w Teatrze STU pracowałem, w Teatrze STU czuję się jak w domu. Teatr STU jest w moim życiu ważny. Ad multos annos.

Józef „Żuk” Opalski (teatrolog, muzykolog, reżyser teatralny)

Teatr STU to wielkie emocje licealisty: Sennik polski czy Exodus, to emocje krakowskiego studenta: Szalona lokomotywa czy Król Ubu, wreszcie emocje dorosłego. I Krzysiek Jasiński – krakowski błysk geniuszu

Bogusław Kośmider (wiceprezydent Krakowa)

Ich 55 plus moja miłość do STU dają razem 155 teatralnych lat! Najlepszego!

Ewa Lipska (poetka, miesięcznik „Kraków”)

Jeśli emocje, to… rozbawienie! Może dlatego, że przypominam sobie Rozmowy przy wycinaniu lasu Stanisława Tyma z genialnymi kreacjami aktorskimi, z których najlepiej pamiętam Leszka Piskorza i Tadeusza Huka.

Ks. Andrzej Augustyński (twórca Stowarzyszenia Siemacha)

Niezapomniane przeżycia związane z Opisem obyczajów według Jędrzeja Kitowicza. Oglądałem go jako licealista, dziś – 35 lat później – wydaje mi się nadal, bardzo boleśnie, aktualny.

Andrzej Franaszek (krytyk literacki)

Teatr STU to Krzysztof Jasiński – charyzma, siła, kunszt i artyzm.

Katarzyna Olesiak (szefowa wydziału kultury Miasta Krakowa)

Teatr STU to jedyny powód, dla którego chodzę Alejami :).

Tomasz Janowski (działacz społeczny)

Teatr STU. Kapsuła czasu. Kapsuła Krakowa. Byłam tam, gdy śpiewałam w chórze w podstawowej, byłam w liceum, byłam z chłopakiem, byłam z Tatą, byłam z dziećmi. Uwielbiam. Jest charakternym kawałkiem naszego świata.

Katarzyna Wodecka-Stubbs (animatorka kultury)

Teatr STU to ważne miejsce na mojej mapie Krakowa – tu uczestniczyłem w wielu niezapomnianych spektaklach, spotkałem wielu wspaniałych ludzi i tu poznałem Andrzeja Wajdę

Andrzej Jajszczyk (profesor nauk technicznych, Klub Krakowski)

Teatr STU był teatrem ze SNU moich krakowskich inicjacji teatralnych. Urodził we mnie archetyp teatru: kameralnego, bez bariery wielkiej sceny, ze światem granym tuż-tuż na wyciągnięcie ręki widza. Idąc NA sztukę, ląduję od razu W sztuce. To chyba zresztą jedna z definicji magii :).

Agnieszka Staniszewska (dyrektor Biblioteki Kraków)

Jako prawdziwa krakowianka kocham jubileusze, więc jubileuszowo pozdrawiam STU, teatr mojej studenckiej, a dokładniej – polonistycznej młodości, a więc to coś, co powstawało na moich oczach (przeszło pół wieku temu? niebywałe!) i z moimi wczesnymi wzruszeniami. Cudowny był wtedy ten Wasz teatr pierwszego bałaganu artystycznego, w którym wszystko mogło się zdarzyć!

Maria Malatyńska (miesięcznik „Kraków”)

Historia STU to historia mego życia, jesteśmy niemal rówieśnikami. Jeśli myślę o Krakowie w kategoriach miasta otwartego, inspirującego, wzbudzającego dobre emocje i intelektualnie wymagającego, miasta nie kołtuńskiego i nie zapyziałego, to intuicyjnie i bezwiednie myślę o STU. I jestem dumny, że mój obecny szef w krytycznych dla tego teatru chwilach zawsze znajdował ratunek, czego byłem świadkiem.

Andrzej Kulig (wiceprezydent Krakowa)

Spadanie, Exodus, Szalona Lokomotywa to Nasze Piękne Lata 70… Tak, NPL 70.
To dlatego pod takim hasłem co roku w styczniu spotyka się od lat grupa osób związana z działalnością w ruchu studenckim w latach 70. XX wieku.

Józef Misiaszek (Klub Krakowski)

Teatr STU? To jakbym był pasażerem Szalonej lokomotywyPacjentem jednocześnie. Krzysztof Jasiński komponuje swoje zespoły i realizacje tak, jakby nie było ograniczeń przestrzeni, formy, tekstu. Od pudełka sceny przy Krasińskiego po namiot cyrkowy (czy raczej odwrotnie), od Kabaretu po Hamleta, od Czechowicza i Witkacego, po Wyspiańskiego, Dostojewskiego i Szekspira. Jak się to robi?

Krzysztof Goerlich (Klub Krakowski)

Krzysztof Jasiński obok Teatru Cricot Tadeusza Kantora i Piwnicy Pod Baranami Piotra Skrzyneckiego stworzył teatr magiczny, bez którego trudno wyobrazić sobie Kraków. Wpisał się złotymi literami do historii miasta, oddziaływał i oddziałuje na wyobraźnię kilku pokoleń Polaków. Ale mamy szczęście – STU nadal istnieje i w dalszym ciągu możemy sycić się wspaniałą literaturą, oglądać niezwykłe kreacje aktorskie i podziwiać geniusz reżysera oraz twórcy Teatru – Krzysztofa Jasińskiego.

Wojciech Ornat (Wydawnictwo Austeria)

Klimat alternatywnych spektakli w STU towarzyszył mi od podstawówki – zabierali mnie tu rodzice, co niewątpliwie miało wpływ na kształtowanie mojej osobowości. Do dziś STU jest moim ulubionym teatrem i inspirującym, zawsze po spektaklach mam w głowie nowe pomysły do obrazów.

Iwona Siwek-Front (malarka)

Teatr STU to dla mnie wspomnienie Szalonej lokomotywy w namiocie na Rydla. I chociaż widziałam potem wiele fantastycznych spektakli tego teatru, to tamto wrażenie – wspomnienie nastolatki – tkwi we mnie do dziś.

Ewa Bielecka (radna miasta Krakowa)

Mówimy Teatr STU, myślimy Jasiński. Ale tak naprawdę wiemy, że to jest już całe środowisko, cała wielka rodzina – nie tylko krakowska. To perła w kulturalnej koronie całej Polski.

Witold Bereś (redaktor naczelny miesięcznika „Kraków”)

Exodus wystawiony w Barbakanie w 1974 roku był dla mnie spektaklem inicjacyjnym: odbierało się ten spektakl politycznie, choć poeta nie wzywał raczej do rewolucji, jeśli już to do rewolucji wewnętrznej w każdym z nas. Więc wychodziliśmy w noc z pieśnią, która do tej pory brzmi w mojej głowie: „Wstań Polsko, wstań z donosów i anonimów, wykrętów i morza kłamstw, nagonek i wrzawy, przebudź się!

Krzysztof Gierat (dyrektor Krakowskiego Festiwalu Filmowego)

Można sobie wyobrazić Kraków bez Teatru STU Krzysztofa Jasińskiego. Tylko… po co? Stu lat!

Zbyszek Lepka (Klub Krakowski)

Jeśli świat jest teatrem, to Teatr STU jest moim światem!

Artur Więcek „Baron” (reżyser filmowy i teatralny, w STU wystawił między innymi „Ci, co mnie niosą” Sławomira Mrożka i „Inne rozkosze” według Jerzego Pilcha)

Wspaniale tam bywa z przyjaciółmi, bo jest to teatr żywy i blisko widza.

Andrzej Pach (profesor telekomunikacji AGH)

STU to mój debiut sceniczny – jeszcze jako student PWST w Krakowie – w Wielkim Fryderyku i spotkanie z Jerzym Nowakiem, Jerzym Bińczyckim i Jankiem Fryczem. Pierwszy angaż, pierwsza garderoba, pierwsza premiera i pierwsza publiczność, która kupiła bilety. To się pamięta całe życie.

Krzysztof Głuchowski (reżyser teatralny, dyrektor Teatru im. J. Słowackiego)

STU to nie tylko teatr, ale przede wszystkim zjawisko i stan umysłu. Każde zaproszenie na nowość, jaka powstaje w przy alei Krasińskiego niesie za sobą – lecąc Pilchem – ekscytację w sensie ścisłym. I za to kocham STU.

Andrzej Wyrobiec (dyrektor Teatru Bagatela)

Jak Proteusz, co przed namolnymi osobnikami umykał, zmieniając postać – tak przed łaknącą stałości tłuszczą teatr STU umyka od lat 55, wciąż zmieniając estetykę. To jeden z przyjemniejszych dla widza dowodów, iż lepiej uczyć się od mitów niż od nowoczesności. Niech więc STU już zostanie w tej klasie.

Paweł Głowacki (miesięcznik „Kraków”)

Teatr STU to więcej niż rodzina, bo odkąd bywam, czyli od 45 lat, wyjście do STU zawsze zaskakuje, choć po tylu latach można się przyzwyczaić do genialnej reżyserii, gwiazdorskich kreacji, najlepszych z najlepszych, fantastycznej mieszanki doświadczenia i młodości na scenie i – tu sobie przybasuję – niepowtarzalnej publiki na widowni. Tę jedyną w swoim rodzaju mieszankę wykreował Dyrektor, nazywając ją rodziną STU.

Krzysztof Smolarski (Consultronix)

Teatr STU i moje emocje? STU to moja rodzina, mój starszy o rok brat… Dbał o mnie, wychowywał, uczył, inspirował, prowokował, kochał… – dzięki Ci za te emocje Brachu!! Najlepszej 55 piątki! I czekam na więcej!

Tomasz Schimscheiner (aktor)

Kiedy pierwszy raz zetknąłem się ze STU w latach 70. tamtego stulecia, to był dla mnie kosmos, inny świat, inna przestrzeń emocji. Nie wiedziałem, czy to jeszcze teatr czy jakaś abstrakcja zakręconych wariatów.

Wojciech Starowieyski (Klub Krakowski)

Miałem szczęście od studenckich lat uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez STU. Na tej scenie powstały genialne inscenizacje i widowiska. Długo można wymieniać. Największe wrażenie zrobiły jednak na mnie niezapomniane benefisy, które oglądała w telewizji cała Polska. A ja niektóre widziałem na żywo.

Artur Romanowski (Klub Krakowski)

Mówiąc i myśląc o STU, sparafrazuję słowa jego twórcy Krzysia Jasińskiego – „teatr ma sens tylko wówczas, jeżeli przychodzi do niego publiczność i szczelnie go wypełnia”. I tak się dzieje. W tym miejscu czuję się częścią rodziny STU nie tylko na spektaklach, lecz również na tradycyjnej wigilii. A w dowód wdzięczności i uznania za kunszt przekazałem swój mundur generalskiej z długoletniej służby dla ojczyzny na ręce Krzysztofa Jasińskiego.

gen. Mieczysław Bieniek

Jako prawdziwa krakowianka kocham jubileusze, więc jubileuszowo pozdrawiam Teatr STU, teatr mojej studenckiej, a dokładniej, polonistycznej młodości, a więc to coś, co powstawało na moich oczach (przeszło pół wieku temu? Niebywałe!) i z moimi wczesnymi wzruszeniami, choć sama pętałam się gdzie indziej: między polonistycznym Kabaretem OSESKI a Teatrem Poezji tego samego wydziału, po drodze zahaczając o różne piękne inicjatywy Wojtka Jesionki w Klubie Pod Jaszczurami. Ale Wy byliście już wtedy nadzwyczajni! Cudowny był wtedy ten Wasz teatr pierwszego bałaganu artystycznego, w którym wszystko mogło się zdarzyć! Byłam z Wami od początku – albo raczej: byłam z Wami na początku, przy pierwszych premierach, przy Pamiętniku wariata, przy Senniku polskim… chyba aż do Szalonej lokomotywy. A potem? Chyba bardziej odfrunęłam do Teatru 38, trochę przecież starszego i bardziej niestabilnego w trwaniu, zmiennego, a i dzisiaj o mniej głośnej tradycji. Dlaczego tak się stało? Może dlatego, że za często wyjeżdżaliście i fajnie było notować Wasze sukcesy, ale bez emocjonalnego udziału własnego? Coś w tym musiało być, że nigdy nie mogłabym powiedzieć, że jesteście moim teatrem, choć moi ukochani koledzy, rówieśnicy z UJ, ze szkoły teatralnej i różni „rycerze roku ‘68” u Was debiutowali (Jurek Stuhr!), u Was zdobywali sławę, od Was szli w świat, ba, stawali się Waszym teatrem, a teraz powracają od czasu do czasu jak do macierzy… I niech tak pozostanie! A ja, oczywiście – też powróciłam: na różne benefisy, na genialne monologi w wykonaniu Jurka Treli i na wspaniałe nieraz, artystyczne działania moich kochanych studentów z naszej szkoły teatralnej (Biesy z Radkiem Krzyżowskim, Ulą Grabowską i innymi).

Rozwijajcie się nadal, wszystkiego co najlepsze życzę Wam na następne pół wieku, jeśli jest jeszcze jakiś szczyt do zdobycia, to go na pewno zdobędziecie! A teraz, w czasie niestabilnym, najważniejsze jest trwać! Więc trwajcie!

Maria Malatyńska, miesięcznik „Kraków”

W Teatrze STU bywamy od czasów licealnych, a jego przedstawienia kształtowały i kształtują naszą wrażliwość do dziś. Pierwsze wspomnienie to Exodus w Barbakanie, niesamowita inscenizacja, efekty świetlne i nagość – to szokowało i przemawiało do młodego widza kontestującego rzeczywistość. Potem musical Szalona lokomotywa, wystawiana w namiocie, później niezliczona ilość spektakli, również klasyki, jak Zemsta z niezapomnianym Jerzym Nowakiem, a ostatnio poruszający i przerażający w swej wymowie Cabaret. Obyśmy mogli jak najdłużej czerpać z twórczości STU. Najlepszego!

Magda i Piotr Maciukiewiczowie

Pierwsze moje spotkanie z Teatrem STU przypadło na połowę lat 60. ubiegłego stulecia, kiedy to jako student łódzkiej Akademii Medycznej byłem członkiem tamtejszego teatru Cytryna. Odbywały się różne spotkania i festiwale – to tam zobaczyłem pierwsze spektakle STU. Potem, gdy we wrześniu 1979 roku przeniosłem się do Krakowa, jeśli była tylko okazja, oglądałem możliwie wszystkie inscenizacje. To teatr wyjątkowy, a Krzysztof Jasiński to jego mózg i dusza.

Prof. Jerzy Sadowski