Z najwyższej półki

Krzysztof Burnetko
Krzysztof Burnetko

Kot

Był błyskotliwym erudytą. Człowiekiem utalentowanym. Ambasadorem wolnej Polski na salonach Europy. A wreszcie: mężczyzną dystyngowanym i pięknym.

Wszyscy bodaj, którzy się z nim zetknęli, byli pod wrażeniem. Nie tylko inteligencji i nienagannych, arystokratycznych niemal manier, ale też czaru (niektórzy mówili nawet o magii). Choć sam lubił mówić, umiał też uważnie słuchać rozmówców. Dlatego, choć słynął też ze swojego skrajnego sceptycyzmu i ironii, czasem złośliwej, to spotkania z nim były w cenie.

Agnieszka Holland, która poznała Konstantego Jeleńskiego – jako że o nim mowa – robiąc w Paryżu film dokumentalny o paryskiej „Kulturze” opowiada, że wtedy „po raz pierwszy spotkała człowieka naprawdę wolnego”.

Niewola była dla Kota złem głównie dlatego, że skazywała poddanych jej bądź ją akceptujących na duchowe ubóstwo.

Wolność ta wynikała zapewne, po części przynajmniej, z poczucia własnej wartości. Bo choć funkcjonował na światowych, bez żadnej przesady, salonach, to miał ku temu podstawy. Ot, choćby dzieciństwo (urodził się w 1922 roku) i wychowanie w rodzinie cenionego dyplomaty II RP (ojciec jeszcze przed 1918 rokiem współpracował z Ignacym Paderewskim w Komitecie Narodowym, a potem pracował w placówkach w Rzymie, Bukareszcie, Wiedniu, Królewcu i Monachium). Swoje robiło też klasyczne przedwojenne wykształcenie (warszawskie gimnazjum Batorego, potem szkoła dominikanów w Lozannie, wreszcie matura w 1939 roku w wielkopolskiej Rydzynie) i studia – już w czasie wojny – na Oxfordzie i najstarszym uniwersytecie Szkocji St Andrews. Znajomość języków: jego językiem domowym był najpierw francuski, a potem włoski, od dzieciństwa rozumiał też niemiecki, po angielsku regularnie publikował, czytał nadto po hiszpańsku i flamandzku. Choć powtarzał równocześnie, że mimo wieloletniego oddalenia od Polski, to polszczyzna jest dlań językiem przeżywania, najpełniejszej lektury – i wreszcie tworzenia. „Uważam się za pisarza (krytyka?, eseistę?) polskiego” – zapewniał.

W wypracowaniu przez Jeleńskiego ważnej pozycji na Zachodzie znaczenie miało właśnie jego podejście do Polski – odbiegające od prezentowanego przez większość środowisk powojennej emigracji. Daleki był bowiem od częstej na wychodźstwie „choroby na Polskę” (choć papiery politycznego uchodźcy zachował do końca życia), ale też traktował Europę jak swoje naturalne środowisko, a nie wyśniony mityczny raj. Zauważał przy tym, że nie przez przypadek przymiotnik „nieeuropejski” oznacza w Polsce barbarzyński i niecywilizowany. Ponadto polska kultura przez dekady rozwijała się przecież właśnie na emigracji – czyli na Zachodzie.

Pewnie właśnie dlatego, za jedną ze swoich życiowych misji uznał reprezentowanie polskiej (czy szerzej: środkowoeuropejskiej) kultury w świecie. Temu służyło przecież prowadzenie miesięcznika „Preuves” oraz aktywność w Kongresie Wolności Kultury, czyli powstałej w 1950 roku inicjatywie wybitnych zachodnich intelektualistów (wśród nich Arthura Koestlera i Jamesa Burnhama), która miała między innymi wspierać wolną myśl w krajach bloku komunistycznego. Podobny cel miało pozyskiwanie, dzięki zbudowanym relacjom, pomocy dla „Kultury” i Instytutu Literackiego Jerzego Giedroycia oraz dla związanych z nim pisarzy – w tym Czesława Miłosza, Aleksandra Wata i, zwłaszcza, Witolda Gombrowicza (jego Ferdydurke zainteresował prestiżową we Francji oficynę Julliard, a potem stosownie nagłośnił również w Niemczech i we Włoszech). Gombrowicz napisał potem: „Wszystkie wydania moich dzieł w obcych językach powinny być opatrzone pieczątką »dzięki Jeleńskiemu«”. Pomagał też zresztą pisarzom w kraju.

Także swój eseistyczny talent wykorzystywał do propagowania w świecie wschodnioeuropejskich twórców (prócz pisarzy, także malarzy – choćby Józefa Czapskiego i Jana Lebensteina). A także, choć rzadziej, o co Giedroyć miał do niego często pretensje, politycznych problemów regionu. Owa wstrzemięźliwość Jeleńskiego wynikała jednak z jego podejścia do rzeczywistości: na wartości polityczne patrzył nie tyle z perspektywy Historii, państwa czy nawet zaangażowanego obywatela, ale każdej jednostki. Wolność i demokrację traktował jako ważne przede wszystkim dlatego, że miały służyć każdemu człowiekowi – kształtować jego kondycję moralną i „piękną duszę”. Niewola była dlań złem głównie dlatego, że skazywała poddanych jej bądź ją akceptujących na duchowe ubóstwo.

Godne to namysłu i dziś.

PS. Zasłużenie wielowątkowy portret Konstantego Jeleńskiego (nazywanego „Kotem”) sporządziła ostatnio Anna Arno – opierając się, między innymi, na pasjonujących często wspomnieniach wielu jego znajomych (Anna Arno, Kot. Opowieść o Konstantym Jeleńskim, Iskry, Warszawa 2020).

Miesięcznik Kraków, grudzień 2020 Tekst z Miesięcznika „Kraków”, grudzień 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.