Trąd, dżuma, ospa i inne zarazy Krzysztof Jakubowski

Ledwie pół wieku temu doszło w Krakowie do najpoważniejszej pod względem liczby zarażonych epidemii w dziejach miasta: na trzecią mutację grypy Hongkong zachorowało niemal 170 tysięcy mieszkańców. Przypadki śmiertelne przemilczano w oficjalnych statystykach. Oby nigdy już nie było gorzej…

Drzeworyt przedstawiający Żydów palonych żywcem, oskarżanych o szerzenie zarazy, ilustracja z Kroniki Norymberskiej, 1493, Iconographic Collections © Wikimedia Commons

Drzeworyt przedstawiający Żydów palonych żywcem, oskarżanych o szerzenie zarazy, ilustracja z Kroniki Norymberskiej, 1493, Iconographic Collections © Wikimedia Commons

W zapiskach średniowiecznych kronikarzy wzmianki o szerzącej się zarazie, zwanej długo morowym powietrzem, pojawiały się bardzo często. Przez całe stulecia skryty za murami obronnymi, ciasno zabudowany Kraków otaczały rozlewiska Wisły, młynówki i stawy. Były to warunki klimatyczne sprzyjające wszelkiego rodzaju epidemiom. Nie było wtedy przed nimi ratunku, a nawiedzały miasto z bezwzględną regularnością, zbierając śmiertelne żniwo. Kraków nie był tu odosobniony. Jak odnotowały kroniki w latach 1348–1350 „morowa zaraza” zabrała czwartą część ludności Polski i niemal połowę ludności zachodniej Europy.

Trąd, dżuma i francuska choroba

W połowie XIII wieku zmorą mieszkańców Krakowa, spustoszonego w dodatku przez tatarskie ordy, był trąd. Podejrzewano, że przywlekli go osadnicy z Niemiec, dokąd dostał się za sprawą krzyżowców powracających z Bliskiego Wschodu. Chorych na trąd początkowo pozbywano się, wywożąc przymusowo, z miasta. Później, wraz ze wzrostem świadomości, po interwencjach duchownych, pojawiły się szpitale zwane leprozoriami, stawiane poza murami obronnymi. Szpital taki ulokowano przy ważnym trakcie handlowym łączącym Kraków ze Śląskiem, biegnącym przez wolne wtedy miasto Kleparz. Stanął już na początku XIV wieku za nieistniejącym dziś kościołem św. Walentego, w pobliżu zbiegu późniejszych ulic Długiej i Pędzichów.

Aż do XVI wieku nie rozróżniano poszczególnych chorób zakaźnych. Stąd pojęcie „morowe powietrze” obejmowało zarówno tyfus i cholerę, jak i ospę. Ówczesne epidemie określano też często wspólnym mianem „dżumy”, bo to ona trapiła najczęściej.

Ówczesne szpitale poza nazwą nie miały wiele wspólnego z dzisiejszymi. Były to raczej przytułki pozbawione funkcji terapeutycznych, zwykle pod opieką zakonników, gromadzące starców i chorych zakaźnie, przede wszystkim w celu ich izolacji. Pierwszy krakowski szpital powstał w 1244 roku, w klasztorze zakonu duchaków przy dzisiejszym placu św. Ducha, przeniesiony tam z przedmieść. Gotycki klasztor i kościół rozebrano mimo protestów (1892) w związku z budową Teatru Miejskiego. Szpitale w dzisiejszym rozumieniu tego słowa przyniosła dopiero epoka oświecenia.

W przeciwieństwie do trądu, który dawał wyraźne zewnętrzne objawy, aż do XVI wieku nie rozróżniano poszczególnych chorób zakaźnych. Stąd pojęcie „morowe powietrze” obejmowało zarówno tyfus i cholerę, jak i ospę. Ówczesne epidemie określano też często wspólnym mianem „dżumy”, bo to ona trapiła najczęściej. Apogeum przyszło tuż przed ochłodzeniem klimatu, pod koniec XV wieku, kiedy epidemie dżumy (w Europie zwanej „czarną śmiercią”) zdarzały się w Krakowie co 2–3 lata.

Triumf śmierci, Petera Bruegla starszego, przedstawiający epidemię dżumy, olej na płótnie,1562

Triumf śmierci, Petera Bruegla starszego, przedstawiający epidemię dżumy, olej na płótnie,1562

Klimatyczne oziębienie nie poprawiło sytuacji, niosąc u progu XVI wieku nowe zagrożenia. Zapewne za sprawą ożywionych kontaktów z Italią w Krakowie pojawiła się kiła. Ponieważ przenoszona była drogą płciową i niosła ciężkie niekiedy powikłania, żadna z nacji nie chciała się do niej przyznać. I tak Włosi i Niemcy nazywali ją chorobą francuską, Francuzi angielską, a Rosjanie polską… Leczenie – raczej nieskuteczne – polegało na wcieraniu maści z rtęcią i ogrzewaniu ciała w piecu, celem wywołania potów. Chorych izolowano w prowizorycznym szpitalu św. Sebastiana i Rocha, urządzonym w 1528 roku na wysepce pośrodku rozlewisk – pomiędzy murami obronnymi i Wisłą – w okolicy dzisiejszej ul. św. Sebastiana. Szpitalik wraz z kaplicą przetrwał tam do początku XVIII wieku.

Pod koniec XV wieku epidemie dżumy (w Europie zwanej „czarną śmiercią”) zdarzały się w Krakowie co 2–3 lata.

Ciekawy obraz dają zachowane statystyki. W latach 1500–1750 odnotowano w Krakowie 92 epidemie, zdecydowanie najwięcej spośród polskich miast. W latach 1601–1650 w Krakowie było 19 epidemii, podczas gdy w Warszawie – 33. Suche liczby nie dają jednak pełni obrazu, bo na przykład w latach 1651–1652 prawdopodobnie czarna ospa zabrała tu około 25 tysięcy ofiar, a kolejna zaraza, trwająca (z przerwami) w latach 1676–1681, jeszcze 22 tysiące. Później liczba zachorowań w obu miastach była porównywalna, przy czym pamiętać należy, że Warszawa była już zawsze o wiele większym skupiskiem ludności.

Warto przypomnieć, że Kraków miał już w XIV wieku, zbudowany nieopodal dzisiejszego klasztoru Reformatów, wodociąg, czyli tak zwany rurmus – główny zbiornik wody rozprowadzanej drewnianymi rurami w głąb miasta, oparty na zasadzie grawitacji (wodę czerpano z płynącej fosą pod murami Rudawy). Jak widać ze statystyk, tak ważne dla higieny urządzenie miało jednak ograniczony wpływ na liczbę zachorowań. Niestety, ów rurmus wraz z instalacjami zniszczony został przez Szwedów w 1655 roku i nigdy już nie odbudowano go w tej postaci. Miasto musiało czekać na wodociągi jeszcze przez niemal 250 lat.

Niespokojny wiek XVIII i reformy oświecenia

Doktor Schnabell z Rzymu, XVII-wieczna rycina przedstawiająca lekarza w skórzanym uniformie i masce z długim dziobem, mieszczącym zioła i wonne olejki mające chronić przed zakażeniem

Doktor Schnabell z Rzymu, XVII-wieczna rycina przedstawiająca lekarza w skórzanym uniformie i masce z długim dziobem, mieszczącym zioła i wonne olejki mające chronić przed zakażeniem

Początek XVIII wieku to jedne z najtrudniejszych lat w historii Krakowa. Po czterokrotnej okupacji wojsk szwedzkich, grabieżach i kontrybucjach, znów przyszła zaraza. Tyfus, który po raz pierwszy nawiedził miasto, w latach 1707–1708 zabrał ponad 7 tysięcy istnień. Chorych wywożono poza miasto – najczęściej na Błonia – gdzie w skleconych naprędce szałasach oczekiwać mieli wyzdrowienia, ale znacznie częściej zabierała ich śmierć. Ofiary przewożono na wzgórze salwatorskie, na doraźnie urządzone cmentarzysko, obok drewnianego kościoła św. Małgorzaty. Zwłoki chowano w głębokich dołach, przesypując je wapnem – jedynym dostępnym środkiem dezynfekującym. Po kilkudziesięciu latach szczątki przeniesiono na pobliski cmentarz obok kościoła Najświętszego Salwatora.

W czasach zarazy miasto każdorazowo pustoszało. Pozostawała głównie biedota i niezbędne do utrzymania porządku służby, kierowane przez wyposażonego w specjalne kompetencje burmistrza zwanego „powietrznym”. Zamykano szkoły, oberże, ograniczano handel. Niekiedy zabraniano nawet wygłaszania kazań. Dbano o stan sanitarny, który zwykle urągał zasadom higieny, by wspomnieć tylko o nieczystościach wyrzucanych przed domy i otwartych rynsztokach.

Koniec wieku XVIII przyniósł kolejne epidemie rozpoznawalnych już chorób, jak febra (1783) czy ospa (1784 i 1789). Wkrótce z powodu zagrożenia zarazą zabroniono pochówków w obrębie murów miejskich. Zmarłych grzebano odtąd głównie na cmentarzu przy kościele św. Piotra na Garbarach (podobnie zlokalizowany jest obecny klasztor i kościół Zmartwychwstańców przy ul. Łobzowskiej 10). Ciekawe, że obok tamtej świątyni funkcjonował przez pewien czas pierwszy cmentarz powszechny, jednak obyczaj pochówku poza miastem i własną parafią nie przyjął się. Być może okazał się zbyt nowatorski.
Ów pochówek poza miastem był jedną z reform zgodnych z duchem kulturowych przemian epoki oświecenia. Skutkiem była likwidacja licznych parafialnych cmentarzy położonych obok śródmiejskich kościołów. Równocześnie na gruntach wsi Prądnik Czerwony rozpoczęto prace przy wytyczaniu terenu pod wielki cmentarz komunalny, otwarty ostatecznie w 1803 roku, nazwany później Rakowickim.

Wiek XIX – czas cholery i przemian

Kiedy powoli zapominano o dżumie, z Azji przyszła kolejna zaraza. W 1831 roku pojawiła się w Krakowie cholera, zwana „chorobą brudnych rąk”. Na ziemie polskie przyszła wraz z rosyjskimi żołnierzami tłumiącymi powstanie listopadowe i wkrótce rozprzestrzeniła się na resztę Europy. Jak wspominał dziejopis Ambroży Grabowski: „Rząd krakowski założył szpital na zamku w pałacu niegdyś królów; były tam urządzone łóżka, z wierzchu pokryte ceratą zieloną na obręczach. Ludzie do tego najęci stali w pogotowiu w gmachu policyi m. Krakowa i gdy kto zachorował, spieszyli do niego z tym ekwipażem prawie śmiertelnym, w którym przenoszono go do lazaretu cholerycznego. Zdarzyło się, że wyszedłszy na przedmieścia spotykałem się dwa lub trzy razy z takiemi przenosinami. Prawie w każdej wsi obrane było osobne miejsce i założony cmentarz choleryczny – i mnóstwo takich cmentarzów dotąd widzieć się daje i pozostanie na długo pomnikami strasznej plagi, którą Wszechmocny na świat przypuścił”.

Przenoszenie chorego, w łożu osłoniętym zieloną ceratą, do lazaretu na Wawel podczas epidemii cholery w 1831 roku. Asystuje milicjant (sic!) Wolnego Miasta Krakowa, Muzeum Krakowa

Przenoszenie chorego, w łożu osłoniętym zieloną ceratą, do lazaretu na Wawel podczas epidemii cholery w 1831 roku. Asystuje milicjant (sic!) Wolnego Miasta Krakowa, Muzeum Krakowa

Cholera nawiedzała Kraków jeszcze w 1849, 1855, 1866 i 1873 roku, pochłaniając każdorazowo ponad tysiąc ofiar. Ostatnia poważna epidemia tej choroby przytrafiła się w latach 1892–1893. Zmarłych grzebano daleko od ludzkich siedzib, niekiedy we wspólnych grobach. Smutną pamiątką po zarazie są tak zwane kapliczki choleryczne, zachowane licznie w obecnych granicach miasta. Ten zdominowany przez cholerę ponury obraz sanitarnego stanu XIX-wiecznego Krakowa dopełniły jeszcze epidemie tyfusu (1846) i odry (1852).

Mimo to nie ulega wątpliwości, że XIX wiek przyniósł wielki postęp medycyny w walce z epidemiami. Już w 1801 roku w krakowskim Szpitalu św. Łazarza po raz pierwszy wykonano szczepienie przeciw ospie prawdziwej, potocznie zwanej „czarną”. Stało się to zaledwie pięć lat po wynalezieniu i zastosowaniu przez Anglika Edwarda Jennera pierwszej takiej szczepionki.

Kapliczka u zbiegu ulic Wyłom i Pychowickiej, obok dawnego cmentarzyka, ufundowana przez A. Matecznego (1903) w 10. rocznicę ostatniej wielkiej epidemii cholery, fot. 1937, archiwum K. Jakubowskiego

Kapliczka u zbiegu ulic Wyłom i Pychowickiej, obok dawnego cmentarzyka, ufundowana przez A. Matecznego (1903) w 10. rocznicę ostatniej wielkiej epidemii cholery, fot. 1937, archiwum K. Jakubowskiego

Dopiero w ostatniej ćwierci stulecia poprawiły się warunki sanitarne miasta. W końcu lat 70. XIX wieku dzięki staraniom prezydenta Józef Dietla rozpoczęto wreszcie sukcesywne zasypywanie koryta starej Wisły, od lat zamulonego, uznawanego za wylęgarnię bakterii. Stulecie kończyło się mocnym akcentem, bo w 1897 roku Rada Miejska podjęła zbawienną decyzję o budowie wodociągu zasilanego wodą gruntową z odwiertów w okolicy Bielan. Charakterystyczne, wzniesione z czerwonej cegły zabudowania rzetrwały do dziś bez większych zmian przy ul. Księcia Józefa. 14 lutego 1901 roku dokonano uroczystego otwarcia sieci. Była to jak dotąd największa i najkosztowniejsza inwestycja komunalna w dziejach Krakowa. Ponadto w 1906 roku zaczęto budować nowoczesną sieć kanalizacyjną.

W uścisku Wenery

Plagą prześladującą wojsko na wszystkich frontach były od zawsze choroby weneryczne. W czasie I wojny światowej zarówno francuskich, jak i niemieckich żołnierzy zaopatrywano w prezerwatywy, które niemiecki sztab generalny uznał za wyposażenie równie ważne jak broń i amunicja. Ich stosowania przestrzegano zwłaszcza w przenośnych burdelach polowych sytuowanych za linią frontu. Było to zapewne pierwsze na tak wielką skalę zastosowanie prezerwatywy, znanej już od XVII wieku. Długo do ich produkcji używano surowców naturalnych (między innymi jelit baranich) i dopiero w drugiej połowie XIX wieku rozpoczęto masową produkcję prezerwatyw gumowych. Zważywszy jednak, że tuzin kondomów kosztował aż 6 koron – mniej więcej tyle, ile wizyta w domu publicznym – należy wątpić, by były one wtedy powszechnie stosowane.

Nie wiadomo, czy intendentura c.k. armii była tak zapobiegliwa jak niemiecka, ale faktem jest, że „wstydliwe choroby” przytrafiały się żołnierzom garnizonu krakowskiego – zwiększonego w obliczu wojny do 12 tysięcy – raczej sporadycznie. Co ciekawe, w Krakowie aż 80 proc. hospitalizowanych stanowiły panie, o czym świadczą zachowane protokoły oddziału V Szpitala św. Łazarza. „Pójść do Łazarza na piątkę” – oznaczało dłuższą przerwę w karierze.

Gwałtowny wzrost zachorowań odnotowano zwłaszcza w latach 1916–1917. Tylko w miesiącach letnich 1917 roku leczono u św. Łazarza ponad 50 kobiet. Przypadłości nie omijały wcale pensjonariuszek pięciu działających wtedy domów publicznych, chociaż policja dość rygorystycznie przestrzegała obowiązku prowadzenia książeczek zdrowia i okresowych badań. Prawdziwa epidemia padła na dom nierządu przy ul. Pawiej 26. Latem tegoż 1917 roku cała siedmioosobowa obsada przeniosła się na oddział V Szpitala św. Łazarza. Była to prawdopodobnie jedna z przyczyn rychłego zamknięcia tej zasłużonej, działającej niemal od ćwierćwiecza placówki.

Powojenny pejzaż z „hiszpanką”

I wojna światowa radykalnie zahamowała w miarę stabilny dotąd rozwój miasta. W ostatnim roku wojny deficyt najprostszych, niezbędnych do życia towarów osiągnął apogeum. Brakowało nie tylko żywności, ale też odzieży i obuwia. Katastrofalny był stan zaopatrzenia miasta w węgiel. Nie dziwi zatem, że zwiększyła się w Krakowie zachorowalność na gruźlicę, tyfus i ospę. Były też przypadki cholery, czerwonki, płonicy i duru brzusznego.

Ważnym wydarzeniem było otwarcie w 1917 roku przy ul. Prądnickiej 80 Miejskich Zakładów Sanitarnych, obejmujących zakład dezynfekcyjny, dom izolacyjny, szpital epidemiczny i laboratorium bakteriologiczne. Władze miasta starały się walczyć z chorobami, stosując szeroko szczepienia i kwarantanny. Najbardziej obawiano się cholery, toteż w kilku rejonach miasta – między innymi obok dworca towarowego – ustawiono baraki na przyjęcie chorych. Jak się niebawem okazało, to nie cholera była największym zagrożeniem.

Jesienią 1918 roku przyszła pandemiczna odmiana grypy nazwanej „hiszpanką”, zabierając setki ofiar. Wbrew nazwie trafiła do Europy wraz z amerykańskimi żołnierzami. 28 września 1918 roku wszystkie dzienniki alarmowały: „Hiszpańska influenza szerzy się w Krakowie gwałtownie. Szacuje się, że w tygodniu zapada na nią kilkaset osób. Zdarzają się też wypadki, że choroba ta przeradza się w zapalenie płuc i wtedy często kończy się śmiercią. W ubiegłym tygodniu w jej wyniku zmarło 21 osób”. Nie doliczono się nigdy liczby ofiar „hiszpanki” w Krakowie. Charakterystyczne, że śmierć czyhała zwłaszcza na ludzi młodych, w przedziale wieku od 20 do 40 lat. Dopiero w okresie międzywojennym, dzięki poprawie warunków sanitarnych, działaniom profilaktycznym oraz szczepieniom liczba zachorowań i zgonów na choroby zakaźne znacząco spadła.

Czas PRL-u: polio, tyfus i grypa Hongkong

Również po II wojnie światowej – znowu dzięki ułatwionemu dostępowi do powszechnej opieki zdrowotnej i szczepień – nie dochodziło w Krakowie do masowych tragedii epidemiologicznych. Ale oczywiście choroby zakaźne wciąż się pojawiały.
Oto w 1947 roku Kraków stał się ogniskiem rzadko dotąd notowanej w Polsce choroby Heinego-Medina, zwanej też polio (ponad 300 przypadków). Niestety, już w 1951 roku choroba ta, atakująca najmłodsze dzieci, przybrała postać epidemii z 3 tysiącami zachorowań i 252 zgonami na terenie kraju. W ponad 90 proc. zarejestrowanych przypadków notowano postać porażenną, powodującą u większości chorych trwałe kalectwo. Jedyną skuteczną metodą walki z wirusem polio okazała się szczepionka.

Fatalne skutki miała trzecia mutacja grypy Hongkong, która zaskoczyła Kraków w połowie listopada 1971 roku. Zachorowało najwięcej jak dotąd, bo niemal 170 tysięcy krakowian. Przypadki śmiertelne przemilczano w oficjalnych statystykach.

Warto wspomnieć, że twórcą pierwszej szczepionki był pracujący w USA polski wirusolog Hilary Koprowski. W drugiej połowie lat 50. zastosowano doskonalsze szczepionki amerykańskich uczonych Janasa Salka, następnie Alberta Sabina (podawaną doustnie). Zatrzymało to skutecznie postęp choroby na całym świecie. Szacuje się, że na porażenne polio zachorowało w Polsce od 20 do 25 tysięcy osób.

Na początku czerwca 1957 roku, kiedy temperatura w Krakowie sięgała 28 stopni, z dnia na dzień wybuchła epidemia tyfusu, z ogniskami w domach akademickich ASP przy ul. Dzierżyńskiego 21 (dziś Lea) i przy ul. Racławickiej. Malarz i scenograf Kazimierz Wiśniak, ówczesny student ASP, wspominał: „Pogotowie jeździło tam i z powrotem. Przy drzwiach ustawiono miskę z płynem dezynfekującym – dla wchodzących i wychodzących. (…) W sklepach spryskiwano podłogi i ściany czymś smrodliwym. Nie było dnia bez ofiary”.

Pomogło rozplakatowanie zarządzenia o przymusowym szczepieniu wszystkich mieszkańców miasta od 5 do 60 lat. Epidemia wygasła po trzech tygodniach. Zachorowało 110 osób, w tym 23 spoza środowiska akademickiego. Kwarantanną objęto 190 osób.

W połowie stycznia 1969 roku nadeszła epidemia grypy o ciężkim przebiegu, charakteryzującej się wysoką gorączką. Po badaniach laboratoryjnych potwierdzono, że jest to rozpoznany wcześniej w Azji wirus A2 Hongkong 68. W Krakowie zgłaszano dziennie od 2 do 10 tysięcy zachorowań. Grypa dotknęła około 100 tysięcy krakowian, zamknięto 23 szkoły, teatry i wiele sklepów. Niestety, zdarzały się przypadki śmiertelne, przemilczane przez cenzurowaną prasę, by nie szerzyć paniki. W następnym roku wirus powrócił, ale już bez takich konsekwencji.
Fatalne skutki miała za to trzecia mutacja grypy Hongkong, która zaskoczyła Kraków w połowie listopada 1971 roku. Zachorowało najwięcej jak dotąd, bo niemal 170 tysięcy krakowian, a przypadki śmiertelne znów przemilczano w oficjalnych statystykach.

*

Obserwując dziś tragiczne postępy koronawirusa, wypada wyrazić nadzieję, by tamta epidemia sprzed półwiecza pozostała już na zawsze najpoważniejszą w historii Krakowa…

Miesięcznik Kraków, maj 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, maj 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.