Bedeker krakowski

Iga Dzieciuchowicz
Iga Dzieciuchowicz

Dziennik pandemiczny: Jak zostaliśmy płaskoziemcami

Nina właśnie docierała do pętli tramwajowej, gdy przy jednym z przystanków usłyszała huk rzucanych na ziemię siatek. Dźwięk, który się przy tym wydobył, zdradzał, że w siatkach były co najmniej cztery butelki z piwem. Nina dobrze wiedziała, że nie są to ani powidła, ani kiszone ogórki w słoikach, ponieważ znała ten charakterystyczny stuk aż za dobrze. Przy biletomacie schylała się kobieta, która uporczywie wpatrywała się w ekran i po kolei wszystkimi palcami lewej ręki próbowała przebić go na wylot.

– Pani wie, jak tu kupić kartę miejską? Bo mi się tu coś poprzestawiało, pieniądze nie wchodzą… – zapytała, gdy Nina akurat stanęła obok.

Nina psiknęła dłonie środkiem dezynfekującym. Siatkowa popatrzyła na nią tak, że gdyby dezynfekcja wzrokiem była możliwa, Nina zniknęłaby natychmiast.

Nina podeszła do ekranu, okazało się, że pani zmieniła język biletomatu na japoński. Poszukiwanie biało-czerwonej flagi zajęło Ninie chwilę chyba tylko dlatego, że cierpiała od jakiegoś czasu na tak zwane pomijanie stronne na tle narodowym, a więc uparcie nie dostrzegała połowy obywateli i nie chciała się z polską flagą w żaden sposób utożsamiać. Gdy już bilet został kupiony, a kobieta podniosła swoje siatki, w których, jak słusznie podejrzewała Nina, wesoło bujało się kilka tanich piwerek, Nina psiknęła w swoje dłonie środkiem dezynfekującym. Siatkowa popatrzyła na nią tak, że gdyby dezynfekcja wzrokiem była możliwa, Nina zniknęłaby natychmiast.

– Pani wierzy w tego koronawirusa? – zagadnęła Siatkowa tonem, który był od razu odpowiedzią, że SARS-CoV-2 nie istnieje.

– A to jest kwestia wiary? – zapytała Nina.

– Następna naiwna! Te media to już ludziom do końca przeprały mózgi. Nie ma żadnego koronawirusa, to jest, proszę pani, wymysł koncernów, które chcą nas namówić na zakup szczepionek. A w tych szczepionkach to są, proszę pani, metale ciężkie, resztki abortowanych płodów i jest to proszę pani nowa broń biologiczna, od której kobietom wycinają macice i te tam… nasieniowody.

– Jajowody – poprawiła Nina.

– Czy pani wie, że ten wirus to jest tak naprawdę hiper wirus grypy? Nanieśli go do nas muzułmanie. Ci zarażeni to byli zmuszani do kaszlenia na niewiernych! Czyli na nas, chrześcijan.

Nina najpierw przytakiwała, potem zaczęła przestępować z nogi na nogę, później zrobiło jej się Siatkowej żal. Nagle odezwał się inny pasażer, pan koło sześćdziesiątki w kurtce moro i z wędką.

– Ja się z panią całkowicie zgadzam! Koronawirus to jest po prostu czysty biznes, a Ruscy i Amerykańce znaleźli sposób, by dorżnąć nam gospodarkę. Putin aż się trząsł, że Polsce się tak dobrze wiedzie, i wymyślili pandemię. Genialne posunięcie! A jeszcze coś wam opowiem. Moja córka to była taka niezbyt wierząca, o, taka sama jak pani, tak samo się śmiała – powiedział Rybak zwracając się do Niny.

W słowo weszła mu Siatkowa:

– Lewacy sieją panikę, że można się zarazić w kościele. Dobrze Rydzyk mówi, że ten wirus musi być bardzo pobożny.

Rybak:

– Pani pewnie myśli, że ja wierzę w jakieś spiskowe teorie. Zięć mi na Netflixie puścił ostatnio film o tych płaskoziemcach. Trzeba być idiotą, żeby wierzyć, że Ziemia jest płaska!

– Ale co z tą pana córką? – dopytywała Nina.

– Córka pojechała na zwiedzanie do Portugalii do Fatimy. I jak tylko wróciła, to zniknęły jej wszystkie kurzajki. Mało tego, zarzekała się, że już nie chce mieć dzieci. I co, w ciąży jest! A teraz najlepsze. Jak kupowała medaliki pod sanktuarium, to przez pomyłkę sprzedawca dał jej sześć, zamiast pięciu. Dla tego maleństwa nienarodzonego! A przecież nie mógł nic wiedzieć. No i to jest dowód!

– Na co? – dociekała Nina.

– Na to, że koronawirus nie istnieje, ale Bóg tak!

Miesięcznik Kraków, październik 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, październik 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.