GALERIA KRAKOWA

Schulzowi podałabym ciasteczka imbirowe

Anna Kaszuba-Dębska

Ostatnie 10 lat Anna Kaszuba-Dębska spędziła w mrocznym świecie Brunona Schulza. Teraz wraca do pogodnych barw i feministycznego projektu związanego z kobietami, które zasiadały na polskim tronie.

Fot. Zuzanna Kardys

Do jej pracowni wchodzi się jak do baśniowej krainy. Wzrok przyciągają mieniące się wszystkimi kolorami tęczy obrazy przedstawiające Poczet polskich królowych. Ich wizerunki opierają się o ściany, czekając na dokończenie projektu malarki, która zamierza namalować 54 noszące polską koronę władczynie. Radosna atmosfera tego miejsca w żaden sposób nie nasuwa skojarzeń z mroczną, tajemniczą aurą, jaką otoczona jest twórczość Brunona Schulza, któremu poświeciła ostatnie 10 lat życia.

– Dzieje się tak pewnie dlatego, że nigdy nie weszłam w świat czarno-białych rysunków Schulza. Nie połączyła nas estetyka, tylko wspólne marzenie o powrocie do utraconego dzieciństwa. Moją wrażliwość kształtowali pradziadkowie i dziadkowie. Ci pierwsi mieszkali w starym domu obrośniętym winem. Pradziadek był, tak jak ojciec Schulza, magiem. Rozmawiał z ptakami, hodował na gruszy jabłka i opowiadał mi bajki, które, jak teraz przypuszczam, były jego wspomnieniami z młodości. Z kolei dziadek brał mnie na kolana i godzinami urabiał plastelinę, z której lepiłam różne scenki. Przerywał zabawę dopiero wówczas, kiedy w telewizji zaczynał się Bolek i Lolek – wspomina.

Dziewczynka siadała z dziadkiem przed telewizorem nie tylko dlatego, że uwielbiała bohaterów kreskówki. Istniał jeszcze jeden powód. Jej twórca Leszek Lorek był bliskim krewnym rodziny. Nic więc dziwnego, że Ania studiowała nie tylko na wydziale malarstwa krakowskiej ASP, ale też na wydziale grafiki, wybierając specjalizację z filmu animowanego. Po latach swój debiutancki film Czesława woli Wiesława nakręciła w Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, które założył jej wujek.

To było jeszcze zanim trafiła na ASP w Warszawie i zanim Bruno Schulz na dobre rozgościł się w jej życiu wraz z tematem pracy doktorskiej, którą było zaprojektowanie książki Kobiety i Schulz. Szukając do niej materiałów, wchodziła w jego owiany tajemnicą, mityczny świat. Aż jednej nocy przyśniło się jej, że maluje buty. Od razu wiedziała, że ma to związek z artystą, który nie daje jej spokoju. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, buty kojarzą się z Holocaustem, podczas którego zginął Schulz, a po drugie z fetyszem, jakim były dla niego kobiece stopy. Z tych skojarzeń narodził się projekt Szpilki.

– Przez Facebooka poprosiłam kobiety z całego świata, żeby przesyłały mi swoje szpilki z wypełnioną ankietą, w której pytałam je o ich zewnętrzność – o kolor oczu, włosów, a także o wnętrze – marzenia, rozterki… Na podstawie ich wypowiedzi malowałam buty. Dołączałam do nich kod QR. Można go było zeskanować telefonem i dowiedzieć się więcej o właścicielce szpilek. Moją instalację pokazałam w Drohobyczu, mieście Schulza. To właśnie na tamtejszym trawniku rozkwitły one niczym barwne kwiaty – opowiada Ania.

Kontynuacją Szpilek był projekt Emeryty. Jego nazwa pochodzi od manekinów z opowiadań Schulza, które wprowadził też do swojego teatru Tadeusz Kantor. W jego Umarłej klasie pojawiły się worki z wizerunkiem matki w różnych okresach życia, stając się znakiem przemijania. Zainspirowana nimi Ania uszyła własne obiekty. Na jednej stronie dwumetrowych worków były nadrukowane stare fotografie z dzieciństwa ludzi z kręgów artystycznych, a z drugiej namalowane przez nią ich dorosłe portrety. Worki posiadały metki, na których umieszczony był także kod QR. Z ich pomocą widz mógł poznać historię danej postaci, a dzięki specjalnej aplikacji jej filmową opowieść o sobie. Instalacja pokazywana była przed Cricoteką.

– Miałam już tyle materiałów dotyczących Schulza, że postanowiłam napisać jego biografię. Myślę, że biografia Bruno. Epoka genialna, która się właśnie ukazała, zamknie ten okres w mojej twórczości – mówi Ania, gdy rozmawiam o jej książce w Cafe Szafe. Kawiarnia mieszcząca się przy ul. Felicjanek może nie jest tak kolorowa jak jej pracownia, ale bez wątpienia w jej wystroju czuć rękę malarki. Założyła ją razem z mężem Łukaszem Dębskim, kiedy udało im się zarobić trochę pieniędzy na pisanych przez niego, a przez nią ilustrowanych bajkach dla dzieci. Cafe Szafe to ulubione miejsce krakowian, do którego pewnie miałby też ochotę wpaść przepadający za kawą Schulz.

– Co byś mu do niej podała?

– Chyba ciasteczka imbirowe. Uwielbiał słodycze, więc pewnie by mu smakowały – uśmiecha się.

Tekst: Magda Huzarska-Szumiec

fot. Zuzanna Kardys

Anna Kaszuba-Dębska jest malarką, graficzką, ilustratorką, projektantką książek dla dzieci i dorosłych, a także reżyserką filmów animowanych. Ukończyła malarstwo i grafikę na ASP w Krakowie. Doktorat zrobiła na ASP w Warszawie w Pracowni Projektowania Książki i Typografii. Niedawno nakładem Znaku ukazała się jej najnowsza książka – biografia Brunona Schultza Bruno. Genialna epoka.