GALERIA KRAKOWA

Między otchłanią a ogrodami rozkoszy

Magdalena Nałęcz

Malarstwo Magdaleny Nałęcz może wciągnąć nas w czarną dziurę smutku, ale też porwać w radosną przestrzeń, w której słychać śpiew ptaków.

Magdalena Nałęcz, fot. z archiwum artystki

Wzburzone fale, z których wynurzają się ostre rysy skał, bezdenne tonie, kłębiące się chmury, tonące w przestworzach dziwne kształty, bezkres czasu i przestrzeni. Patrzę na obrazy Magdaleny Nałęcz z cyklu Otchłań i czuję niepokój. Mam wrażenie, że szalejące na nich żywioły zaraz mnie wciągną, zostanę wessana do środka przez oko cyklonu i stanę się jego rozwibrowaną częścią, bez szansy na ratunek. Gdy przenoszę z nich wzrok na stojącą obok mnie Magdę, uosobienie spokoju, nie mogę uwierzyć, że to groźne, kosmiczne szaleństwo, burza emocji zwiastujących koniec istnienia, wyszło spod pędzla tak zrównoważonej osoby. – Masz rację, z natury jestem osobą spokojną, uwielbiającą równowagę. Ale przecież każdy ma swoje demony – mówi malarka.

Na wielkoformatowych obrazach Magda porzuca na chwilę swoją figuratywną twórczość, którą uprawiała do tej pory, i kieruje się w stronę abstrakcji, nadając jej raz wymiar symboliczny, to znowu surrealistyczny. – Zawsze maluję z natury. W tych obrazach jest światło, mrok, horyzont, spotkanie żywiołów, tafla wody, która odbija rzeczywistość, raz realną, a raz zniekształconą. To są moje narzędzia do opowiedzenia o uczuciach, jakie w nas drzemią. Otchłań mówi o nas samych, o naszych słabościach, chwilach bez wyjścia, problemach, o osobistych czarnych dziurach. Ale także pokazuję w niej smugę światła – dodaje Magda.

Podobne tematy artystka poruszała też we wcześniejszych Ogrodach wspomnień, obrazach, które pojawiły się po odejściu bliskiej jej osoby. Po tym tytułem kryją się cztery cykle: Ogrody pożegnań, Ogrody miłości, Ogrody dzieciństwaOgrody wyobraźni. – Dzięki tym płótnom oczyszczałam się ze wspomnień. Ale równocześnie malując je, chciałam stworzyć opowieść uniwersalną, o nas wszystkich i tym, co każdego z nas dotyczy.

Ogrody pożegnań oglądam w jej pracowni, mieszczącej się w przyziemiu starej kamienicy przy ul. Bernardyńskiej. W świetle żarówki, po klimatycznej, mrocznej przestrzeni krążą wspomnienia, które Magda utrwaliła na płótnach. Widać na nich pracownię artysty. Znajdują się w niej niedokończone obrazy, sztalugi, resztki farb, pędzle, rozsypane pety, porzucone gdzieś bezładnie buty. Pozostała pustka, pojedyncze przedmioty, ale nie człowiek. Widzimy tylko jego bose stopy, odchodzące, wspinające się po szczeblach drabiny.

– Nie mogłam uwierzyć, że malowanie wyzwoli mnie od tragicznych przeżyć. Ale tak się stało. Promienie słońca, które znalazły się na moich kolejnych obrazach, pozwoliły mi wyjść z otchłani, stały się moim światełkiem w tunelu – wyznaje artystka i dodaje, że teraz najczęściej maluje nie w ponurej piwnicy, tylko w otoczonym pełnym kwiatów ogrodem domu w Wieliczce, do którego się przeprowadziła zaczynając nowy rozdział życia. Piękno i spokój otoczenia zainspirowały ją do namalowania rozkwitających ferią barw Ogrodów rozkoszy.

Wcześniej jednak powstały Ogrody miłości. Magda zabiera nas w nich do cyprysowych alejek Toskanii, przeradzających się w swego rodzaju labirynty. Po ich krętych ścieżkach spacerują pawie, demonstrując wachlarze swoich ogonów. Próżne, piękne i bogate. W Ogrodach dzieciństwa przedstawia niepewną swojej przyszłości dziewczynkę, która jeszcze nie wie, że za parę lat pójdzie do Liceum Plastycznego w Rzeszowie, a potem dostanie się na Akademie Sztuk Pięknych. Nie wie, że tak pokocha to, co robi, że będzie przychodzić do pracowni o 5 rano, żeby jak najdłużej malować, a potem będzie odwiedzać swojego mistrza, prof. Jana Szancenbacha, pić z nim wino i rozmawiać o sztuce.
Kiedy opowiada o swoich studenckich czasach, na jej twarzy pojawia się uśmiech. Rozkwita on także wtedy, kiedy spod ściany wyciąga pochodzące z cyklu Ogrody rozkoszy obrazy. Od razu uderza mnie niezwykła paleta kolorystyczna, promienie słońca i ptasi świergot, jakby wychodzący z ram płócien. – Po Otchłani, która wybebeszyła wszystkie moje negatywne emocje, wchodzę teraz do ogrodów rozkoszy, które czyszczą moje smutki – wyznaje Magda z autentyczną radością w głosie.

Tekst: Magda Huzarska-Szumiec

Magdalena Nałęcz studiowała na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Tam obroniła dyplom z malarstwa i z rysunku. Prezentowała swoje prace na wielu wystawach. Ostatnio jej cykl Otchłań mogliśmy oglądać w krakowskim Pałacu Sztuki.