Lubię lubić

Agnieszka Kosińska
Agnieszka Kosińska

Zapach gorzkich migdałów

„To było nieuniknione: zapach gorzkich migdałów przypominał mu zawsze los trudnych miłości”… Klasyk jest jak wielka miłość. Jeśli zaryzykujesz życie z nim, fruwasz wysoko i boleśnie; jeśli łączysz się na chwilę, nigdy go nie zapomnisz.

Wymów słowo „klasyk”, a każdy widzi co innego. Ja – literaturę francuską. Dlaczego? Może z powodu biblioteki Taty i jego miłości do kultury francuskiej (Juliette Gréco, Simone Signoret, Brigitte Bardot), a ta z powodu nauczycielki języka francuskiego. Moje licealne lata (pierwsza połowa lat 80. minionego wieku, bo o lekturach tego czasu będę pisać) upłynęły na czytaniu Stendhala, Balzaca, Maupassanta, France’a, Zoli, Mauriaca. „Czy Mauriac nie wydaje się Pani za suchy?” – dopytywała dr Barbara Sosień na egzaminie z literatury francuskiej już na studiach polonistycznych. Jeśli Mauriac był za suchy, co powiedzieć o… Salambo Flauberta?! Po tej lekturze zrozumiałam, jakimż wyzwoleniem i rewolucją, również dla autora, była Pani Bovary. Autor W poszukiwaniu straconego czasu to jedyny Francuz, który mi się wtedy oparł. Zamiast Prousta – Prus. Opera omnia. Jakież to wielkie dzieło, być może największe w literaturze polskiej!

Wybieraj klasyków odpowiednio do potrzeby i nastroju. Powiedzą ci wtedy wszystko, co mają do powiedzenia.

Po Francuzach przyszli Włosi. Małe formy, w kieszonkowym formacie w serii „Kolibra”. Moim faworytem został Lampart Lampedusy, potem Lampedusa w ogóle (niepokojące, pisane tuż przed śmiercią opowiadanie Syrena). Ubiegłego lata znów wróciłam na Sycylię i do księcia Lampedusy (tym samym do mojej młodości) za sprawą nowego tłumaczenia Stanisława Kasprzysiaka pełnej wersji powieści, która w jego tłumaczeniu odzyskała również właściwy tytuł Gepard. Nie musimy być aptekarscy (błędny tytuł utrzymał się także w przekładach na inne języki), ale w czytaniu chodzi przecież o gorączkę, o skok bez asekuracji… Gepard, jakże zazdroszczę wam, którzy będziecie dopiero go czytać. Dzięki tym demoralizującym lekturom nie byłam w stanie czytać Sienkiewicza, Reymonta, ale Popioły Żeromskiego czy Sławę i chwałę Iwaszkiewicza – jak najbardziej. W ogóle takie dziwne książki jak Zmowa mężczyzn, listy Chopina do Sand i jej dzieci, Rilkego do Lou Andreas-Salomé, Van Gogha do brata Theo. Oczywiście dzienniki, ale raczej spod znaku dzienników Żeromskiego, broń Boże, nie ętelektualne. Mało wierszy czytałam, ale czułam w Mickiewiczu potężną wichrową tajemnicę, w Norwidzie – ściśnięte serce, Słowackim – inteligencję ponad miarę. Krasiński nudził mnie, podobnie jak Tomasz Mann, choć naprawdę wiedział, jak być artystą. Nudził mnie nawet po latach, kiedy Miłosz poprosił, bym czytała mu Czarodziejską górę.

Kiedy patrzę wstecz, widzę, jak mnie ci moi klasycy czytani po omacku (i wydawało się, że zapomniani), przerobili. Nawet ci nieczytani – też!

14 marca 2020 roku sięgnęłam po książkę, która już od jakiegoś czasu ściągała mój wzrok. Miłość w czasach zarazy Márqueza, (w przekładzie Calosa Marrodána Casasa) przeczytana wtedy po raz pierwszy, uzyskała nie tylko godną oprawę, ale i idealnego czytelnika. Dzień-noc-dzień. Uratowała mnie. Jak wtedy w liceum Francuzi. Takie zestrojenia zdarzają się bardzo rzadko. Wybieraj klasyków odpowiednio do potrzeby i nastroju. Powiedzą ci wtedy wszystko, co mają do powiedzenia. Najlepiej wprost do ucha. Ale jeśli zdani jesteśmy na tłumacza, musi klasyk trafić na swego. Boy, wspaniały tłumacz Francuzów, jednak zepsuł zdanie Prousta; powstały teraz nowe tłumaczenia. Od wielbiciela języka niemieckiego słyszałam, że tłumaczenie Czarodziejskiej góry też nietrafione. Ale coś mnie od tego Manna odciąga. Może tej długiej zimy… posłucham klasyków wiedeńskich?

Tytuł i to, co po nim, zawdzięczam pierwszemu zdaniu Miłości w czasach zarazy, oczywiście.

Miesięcznik Kraków, listopad 2021 Tekst z miesięcznika „Kraków”, listopad 2021.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.