Okiem Beresia

Witold Bereś
Witold Bereś

Na krakowskim bruku

Obiecujący krakowski poeta Bronisław December (l. 64) doczekał rewizyty młodego gniewnego warszawiaka Augusta zwanego Słabym (l. 52).

Słaby nigdy nie powiedziałby o sobie, że mieszka w Warszawie. Zawsze podkreślał, że Villa Nova. A nawet – autosarkazm dobrze widziany – że „lemingiem” jest. Bo pobliska boulangerie. Że fit gym. I łatwy uberek do Zbawiciela na sojowe latte lub wytrawne prosseco.

Był bowiem August młodym buntownikiem walczącym o lepsze jutro (swoje). Miał dopiero lat pięćdziesiąt dwa, chlubił się młodzieńczą sylwetką, a że prowadził bezkompromisowe podcasty na portalu Prawdopodobnie.pl, uważanym w realiach Rzeczpospolitej Żoliborskiej za najbardziej wiarygodne medium mainstreamu, był celebrytą mediów, a nawet medium celebrytów. Jego wpisy na fejsie docierały do polityków, na insta do młodych, na tik toku do dzierlatek, a o jego udział w promocji młodzieżowej wódki Puchatek zabiegał guru biznesu, wielokrotnie nieodwołalnie bankrutujący Janusz Palipies. (August, jako częściowo niepijący alkoholik nadawał się do takiej promocji jak złoto).

Niestety, jego sukcesy ostatnio bladły. Nawet wiceszef HR zwrócił mu uwagę, biorąc wraz z nim kreskę w toalecie klubu techno, że właściciele spółki Schleswig und Holstein GmBH, zaczęli ostatnio sarkać, że August się zwija.

„Bugle call, a terrible music theme played on the trumpet played in Krakow every hour. When he woke me up at five in the morning I really wanted to kill somebody” – odcyfrował teraz reportaż o krakowskim hejnale zamieszczony w „The Daily Mail”. Wnętrze jego bauhausowego apartamentu miało tyle dokładnie ciepła co prosektorium – ale August uwielbiał stalowo-białe klimaty, modne w prasie kolorowej. Na półkach tylko (wszak tragedia Amazonii!) młody Marks i jeszcze młodszy Slavoj Žižek. A kryminały i pornole? Wystarczy Kindle.

Teraz uważniej przyjrzał się tekstowi relacjonującemu pobyt Brytola w mieście Marszałka Józefa i „Żelaznego” Feliksa. Treść ucieszyła go. Tak, August nie przepadał za tym miastem. „Krakusi są tak zarozumiali, że Cristiano Ronaldo byłby tam co najwyżej furtianem w Zakonie Karmelitów Bosych” – powiadał.

Nagle: „Eureka!”.

– Zrobię wywiad z poetą Bronisławem Decembrem! Odsłonię jego miałkość.

Szybko napisał e-mail. Bo poeta sławny był również z tego, że jako człek z konserwatywnego miasta nie posiada komórki, a nawet telefonii stacjonarnej. Czasem tylko używa poczty elektronicznej, choć nigdy przy tym nie przeglądał internetu.

Poeta odpowiedział szybko i pozytywnie.

I tak to August wylądował w stołeczno-królewskim mieście. Od razu pomyślał, że dojechał do Orientu. Stojąca obok kobieta proponowała „obwarzanki” wyglądające jak rozciągnięte bajgle i „kajzerkę z szynusią dla paniusi”. A kiedy z megafonów poszła zapowiedź brzmiąca jak śpiew muezina: „Pociooong osobowyy do Czebinii odjecie z toru czeciego przy peronie czecim”, Słaby poczuł się wyobcowany.

Ale na peronie czekał już na niego poeta Bronisław, świadom szoku kulturowego, który spotyka przybyszów – i wziął go pod opiekuńcze ramiona. Prowadząc w czeluść miasta, tłumaczył:

– Tu Historia przez duże H obecna jest na każdym kroku. Tu po asfalcie stąpał Sam Wiesz Kto, nim zaczął przemawiać z okna papieskiego. Tu mocz oddawał pan Wyspiański – bo dopiero około roku 1913 otwarto jedną z pierwszych publicznych toalet. A tu król chodził piechotą, bo był tu lupanar najzacniejszy. My jednak pójdziemy najpierw oczywiście do muzeów. Dokładniej do Muzeum Flipperów, gdzie czas nam zacnie minie.

Późnym wieczorem, mocno już zmęczeni i jeszcze mocniej zbratani, drąc się „Kraków-Warszawa wspólna sprawa”, obie gwiazdy kultury trafiły na Kazimierz.

Na miejscu Słabemu aż pociekła ślinka (odruchy archetypiczne, pocieszał się), bo ślad węglowy aż zasnuwał niebo nad tą częścią miasta. W małych knajpkach oferowano szaszłyki z rożna i kiełbasy grillowane na drewnie bukowym. Pachniało smażoną kapustą i kminkiem dodawanym do wszystkiego.

Smakowało jednak przednio. Przyjąwszy ogromną porcję kalorii z tłuszczów zwierzęcych (płacił Słaby, a December się zgodził, że będzie stawiał w Warszawie, bo wiedział, że więcej tam jego noga nie postanie), postanowiono przeczyścić żyły („Ale dosłownie jednym”) w przybytku oferującym produkty destylacyjne.

Zacna barmanka figlarnie puściła oko do Decembra, sławy lokalnej, i na dzień dobry rzuciła:

– A tam, we wnęce, dziewczyna robiła wczoraj chłopakowi łaskę na oczach wszystkich.

Podochocony August aż wierzgnął we wskazanym kierunku i dopiero śmiech dobiegający zza kontuaru go otrzeźwił.

– Zabawne, kiedy tylko to opowiadam, wielu tam biegnie, choć wyraźnie mówię w czasie przeszłym. No tak, ale tu Historia przez duże H obecna jest na każdym kroku. Po tym poznaję przyjezdnych. Miejscowych to nie rusza. A pan to skąd?

– Ze stolicy.

– E, idźze, idźze bajoku. Tu jest stolica, weźże się napij na koszt zakładu.

*

Więcej August Słaby nie pamięta.

(Wcześniejsze przygody Krakusa – patrz KRKiS nr 11/2022).

Tekst z miesięcznika „Kraków i Świat”, lipiec 2023.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.