Oddajmy Krakowowi królów
Tekst: Krzysztof Jakubowski

Wystawa współczesnego pocztu królewskiego? Pochód królów na Wawel? A może po prostu nowoczesne Muzeum Władczyń i Królów Polski? „Kraków i Świat” proponuje: pokażmy w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie wizerunki polskich władców!


Od dzieciństwa stykamy się z powstałymi w imaginacji Matejki wizerunkami władców Polski, koronowanych i niekoronowanych, począwszy od Mieszka po Stanisława Augusta Poniatowskiego. Niewielu wie, że krakowski kreator polskiej pamięci historycznej kilku panujących pominął, a kilku w mocno przesadny sposób wyidealizował. A są jeszcze cykle portretowe innych twórców – choćby Bacciarellego.

* * *

W Krakowie zawsze myśl o polskich władcach była silna.

Dzisiaj przypominamy dzieje portretów władców, przedstawiając fenomenalny, nowoczesny poczet autorstwa mistrzów plakatu polskiego Waldemara Świeżego i Andrzeja Pągowskiego.

Oddajmy królom Kraków!

Królowie i książęta by Matejko i Świerzy

„Sztuka jest obecnie dla nas pewnego rodzaju orężem w ręku; oddzielać sztuki od miłości Ojczyzny nie wolno…”. Tak pięknie zagaił jesienią 1882 roku, na inaugurację roku akademickiego w ówczesnej Szkole Sztuk Pięknych jej dyrektor Jan Matejko. Mistrz nie był gołosłowny. Już wówczas pokaźną część swego dorobku poświecił ilustracji najdonioślejszych wydarzeń polskiej historii. Jego dzieła miały krzepić uczucia patriotyczne Polaków i podtrzymywać wiarę w odrodzenie ojczyzny. Nie ulega wątpliwości, że zapisały się na zawsze w polskiej historii i wypełniły swą dziejową rolę.

Poczet królów i książąt polskich

Kilka lat później – począwszy od 1890 roku – Matejko podjął się kolejnego piekielnie trudnego wyzwania. Postanowił wskrzesić wizerunki królów i książąt, władców kraju na przestrzeni wieków. Ogrom i skalę trudności tej pracy podkreślał po latach biograf artysty Jan Gintel: „Wysiłek wykonany przez Matejkę dla oddania postaci władców zmarłych w odległej przeszłości był olbrzymi. Zauważmy, że każdy wizerunek wymagał oddzielnego studium, że do każdego wizerunku trzeba było przewertować relacje historyczne, czasami sprzed wielu setek lat, odnoszące się nie tylko do wyglądu samego władcy, lecz również do ubioru noszonego w danej epoce, do charakteru monarchy, jego zalet i wad. Stworzoną w tę sposób wizję postaci, opartą na realiach, rzucał Matejko na papier”.

Niewielki wzrostem, wątły Matejko nigdy nie był okazem zdrowia, a w chwili rozpoczęcia prac nad Pocztem poważnie już niedomagał. „Doczekałem się, że będąc chorym muszę na starość moją pracować i to pracować ponad siły” – utyskiwał. Istotnie, prace nad wizerunkami władców trwały ponad dwa lata. Matejko przerwał je w zasadzie tylko dwukrotnie. Raz aby ukończyć zamówiony portret hr. Adamowej Potockiej i raz jeszcze, aby oddać na płótnie chwilę uchwalenia Konstytucji 3 Maja, w setną rocznicę tego doniosłego wydarzenia. Wiadomo, że mistrz planował wykorzystanie portretów władców do barwnych polichromii w Kaplicy Królewskiej na Wawelu. Zamierzał też ukazać kilku królów na płótnach. Niestety, zabrakło czasu i przede wszystkim sił. Jan Matejko zmarł 1 listopada 1893 roku.

Jest wysoce prawdopodobne, że pomysł Pocztu zrodził się przypadkowo. Punktem wyjścia była propozycja współpracy złożonej Matejce przez Maurycego Perlesa, właściciela znanego wiedeńskiego wydawnictwa. Zamierzał on wydać historię Polski, a Matejko miał ją zilustrować. Mistrz przeforsował wariant łatwiejszy, przedstawiając w porządku chronologicznym portrety władców. Część opisowa, z życiorysami królów i książąt wyszła spod pióra Stanisława Smolki, historyka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, przy współpracy innego historyka z tej uczelni prof. Augusta Sokołowskiego.

To właśnie Smolka podpisał w imieniu Matejki umowę z Perlesem. Kwota honorarium za pojedynczy rysunek była znacząca – 200 złotych reńskich. Odpowiadało to 1/3 miesięcznego uposażenia ówczesnego prezydenta Krakowa Feliksa Szlachtowskiego.

Kolekcja 44 rysunków ukazywała się początkowo w pojedynczych zeszytach wraz z historycznym komentarzem, później opublikowano wydanie luksusowe w ozdobnej obwolucie. Zgodnie z zawartą umową wszystkie rysunki Pocztu stały się własnością wydawcy i pozostały w Wiedniu. Później o wykup zapomnianej kolekcji apelował – niestety bezskutecznie – Zarząd Domu Matejki w Krakowie. Dopiero w 1916 roku wykupił je ziemianin spod Lwowa i znany mecenas sztuki Bolesław Orzechowicz. Już trzy lata później kolekcjoner przekazał swe zbiory miastu Lwów i odtąd rysunki pozostawały w tamtejszej Okręgowej Galerii Obrazów. Po ostatniej wojnie kolekcję – wraz z częścią zbiorów lwowskich – przekazano do Wrocławia, gdzie pozostaje do dziś.

Czy mistrz Jan był pierwszy?

Poczet autorstwa Jana Matejki wrósł trwale w historyczną świadomość Polaków. Szczególnie admirowany w PRL-u, kilkakrotnie wydawany w poręcznym, „pocztówkowym” formacie A-6 i w ogromnych nakładach 150 tys. egzemplarzy na pewno trafiał pod strzechy. Przyjmując historyczną wizję artysty, nawet nie dopuszczaliśmy myśli, że na przykład Bolesław Chrobry czy Kazimierz Wielki mogli wyglądać inaczej.

Tymczasem Matejko wcale nie był pierwszym twórcą (odtwórcą?) wizerunków polskich władców. W latach 1768–1771 Marcello Bacciarelli namalował na zamówienie Stanisława Augusta Poniatowskiego cykl 22 portretów królów. Mało tego, ten nadworny malarz też nie był pierwszy, bo wykonane w technice drzeworytu wizerunki władców zdobiły już XVI-wieczne druki, począwszy od Chronica Polonorum Macieja Miechowity z 1519 roku. Po Bacciarellim – i także przed Matejką – próby stworzenia pocztu podjęło jeszcze dwóch malarzy, trudniących się też ilustracją książkową: Aleksander Lesser (1860) oraz Ksawery Pillati (1888). Ten pierwszy, do 40 rycin polskich królów i książąt dodał jeszcze wizerunki trzech kolejnych carów Rosji, którzy nominalnie posiadali tytuł króla Polski. Oto podyktowany okolicznościami, ciekawy przykład asekuracji…

W odróżnieniu od efektownych, epatujących kolorem i barokowym przepychem portretów Bacciarellego, wszystkie pozostałe rysunki były czarno-białe. Wybór monochromatycznej techniki reprodukcji podyktowany był ówczesnymi możliwościami wydawniczymi. W wypadku prac Lessera i Pilattiego posłużono się prostą litografią, tylko wersję Matejki wydano w kosztownej i czasochłonnej technice heliograwiury.

Od czasu upowszechnienia internetu można było tam znaleźć niby te same oddane przez Matejkę wizerunki, ale jednak inne, bo w soczystych kolorach. Dlatego od ponad 30 lat panowało powszechnie przekonanie, że pierwotnie rysunki te były kolorowe i tylko przez oszczędność i niedomogi technik graficznych w czasach PRL-u utrwalono je w wersji czarno-białej. Tymczasem to uczniowie mistrza Jana, związani później z Krakowem, Leonard Stroynowski i Zygmunt Papieski wykonali już po jego śmierci wierne kopie rysunków, nadając im pełną gamę kolorów. Ot i tajemnica…

Nowy Poczet

Kiedy można było przyjąć już niemal za pewnik, że matejkowski Poczet będzie ostatnim tego typu dziełem w historii polskiego malarstwa, wydarzyło się coś niespodziewanego. Oto w 2004 roku ceniony grafik i plakacista Andrzej Pągowski wpadł na pomysł odtworzenia po raz kolejny wizerunków polskich władców. Do współpracy udało mu się nakłonić Waldemara Świerzego, swego profesora i zarazem przyjaciela. Profesor Świerzy był przede wszystkim współtwórcą i uznanym mistrzem polskiej szkoły plakatu. To, co najbardziej zapadało w pamięć – plakaty filmowe – projektował już w pierwszej połowie lat 50. minionego wieku.

Pągowski i Świerzy byli wielkimi pasjonatami historii, ale nie jej znawcami. Dlatego do realizacji projektu zaproszono historyka dra Marka Klata, który podjął się trudu merytorycznych konsultacji ze znawcami regaliów, ubiorów, fryzur, barwy czy uzbrojenia. Z wszelkich możliwych źródeł historycy starali się odtworzyć nie tylko szczegóły wyglądu władców, ale też – co było zadaniem nad wyraz trudnym – cechy ich osobowości. W 2006 roku profesor namalował tytułem próby portrety Jana III Sobieskiego i Augusta II Mocnego. Pozytywne recenzje zachęciły go do realizacji projektu i prace nad pocztem ruszyły.

Decydujące okazało się nawiązanie współpracy z PKO BP, który postanowił przedsięwzięcie finansować. W ciągu niespełna dwóch lat powstało 12 portretów, pokazanych następnie na zamkniętym pokazie w listopadzie 2007 roku.

Andrzej Pągowski wspomina: „Wystawa zrobiła ogromne wrażenie na zwiedzających. Świerzy, mający w dorobku całą galerię podobizn ludzi bardziej i mniej znanych, zaprezentował zupełnie nowe spojrzenie na naszych władców. Nie ukrywał ich negatywnych cech. Nie idealizował urody. Obok dzielnych wojów zobaczyliśmy rzezimieszków, obok rozważnych monarchów – cwaniaczków i prymitywów. Mając dostęp do najnowszych badań i wiedzy o władcach, artysta stworzył galerię emocjonalnych, pełnych życia postaci. Takie zresztą były założenia – nie chcieliśmy epatować szczegółowo oddanymi detalami, chcieliśmy pokazać ludzi z krwi i kości”.

Świerzy kontra Matejko

Poczet Matejki powstał w czasie szczególnym. Polska już od niemal stu lat wymazana była z map Europy, podzielona między obce i w gruncie rzeczy wrogie sobie mocarstwa. Dlatego mistrz wierzył, że ryciny przedstawiające władców, z ich dokonaniami, wstrząsną sumieniem, przypominając o niegdysiejszej potędze kraju i klęskach, jakie nań spadły. Chciał, by skłoniły do refleksji nad przeszłością, pozwalając jednocześnie wysnuć pozytywne wnioski na przyszłość.

Nie ulega wątpliwości, że jego postaci były wyidealizowane. Dodatkowo, ze względów – nazwijmy to – pragmatycznych, pominął siedmiu władców. Wśród nich między innymi Bezpryma czy Bolesława Rogatkę zapamiętanych z awanturnictwa i okrucieństwa. Uznał, że nie były to postacie zasługujące na pamięć, zwłaszcza w trudnych czasach.

Tymczasem Waldemar Świerzy znalazł w swym poczcie miejsce dla wszystkich 49 władców, tak aby pozostać w zgodzie z historią, choć niekiedy mało wygodną. Powstało dzięki temu dzieło historycznie spójne i prawdziwe, bez zbędnych przemilczeń. Dzieło o najwyższych walorach artystycznych. Wartością samą w sobie są też historyczne komentarze autorstwa Marka Klata. Malownicze i soczyste w treści.

Świerzy tak oto charakteryzował swoje dzieło: „Matejkowski poczet tak się przyjął, że dziś nie wyobrażamy sobie innego. A ja postanowiłem go sobie wyobrazić. Chciałem mieć na obrazach żywych ludzi”.

Oddajmy raz jeszcze głos Andrzejowi Pągowskiemu: „Pod koniec pracy nad cyklem Świerzy był w świetnej formie. Portrety powstawały w regularnym rytmie. Coraz lepsze. (…) Musiałem wyjechać za granicę. Gdy wróciłem, dowiedziałem się, że jest w szpitalu. (…) Ważne, że zdążyłem się z nim zobaczyć. Rozmawialiśmy o planach po wyjściu ze szpitala. Wtedy dowiedziałem się zaskoczony, że poczet jest skończony. Gdy Świerzy dowiedział się, że musi iść do szpitala, dokończył ostatnie dwa portrety i dopiero potem zgłosił się na oddział. To było nasze ostatnie spotkanie. Waldemar Świerzy zmarł 27 listopada 2013 roku. Wiem, że bardzo się cieszył z zakończenia tej pracy. Opowiadał mi z detalami, jak stawiał końcowe kreski na portrecie Poniatowskiego. To była jego ostatnia praca”.

Miesięcznik Kraków, wrzesień 2020 Tekst z miesięcznika „Kraków”, wrzesień 2020.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.