Z najwyższej półki

Krzysztof Burnetko
Krzysztof Burnetko

Polska, czyli statek głupców

Doszło i do tego, że Polska i Polacy wysyłają na poniewierkę w głodzie, zimnie i nieznanym terenie tych, którzy widzieli w jej granicach szansę na ocalenie od wojny i nadzieję na lepszy los.

Czasem są to dzieci – te z Michałowa stały się już symbolem. I czasem kończy się śmiercią – jak w przypadku 16-letniego chłopca z Iraku.

Doszło do tego, że Polskę – tę która powinna pamiętać zasieki Żelaznej Kurtyny, odgradzające wolny świat zachodniej Europy od zniewolonej Europy sowieckiej – otaczać zaczynają druty kolczaste i ostrzowe. Więcej, wódz partii rządzącej zapowiada wzniesienie „bardzo poważnej zapory, którą będzie bardzo trudno sforsować” – może więc betonowego muru a’ la ten berliński – na wschodniej granicy.

I, co najgorsze, doszło do tego, że takie działania Polski i rządzących nią Polaków akceptuje, a nawet pochwala, większość rodaków.

Doszło do tego, że Polska i jej polskie władze próbują cwaniacko – w typowo polskim właśnie stylu – grać z innymi państwami Europy. Władza – premier i inni jej funkcjonariusze, także ci ulokowani nielegalnie w organie zwanym wciąż przez niektórych Trybunałem Konstytucyjnym – w żywe oczy chcą zakpić z przyjętych umów: łamią prawo, a równocześnie domagają się doli ze wspólnych pieniędzy, bo – jak mawia choćby tata pełniącego urząd prezydenta – Polsce się należy.

Mój przyjaciel (i naczelny „Krakowa”) Witold Bereś swój ostatni esej rozpoczyna od sparafrazowanego opisu znanego obrazu Hieronima Boscha Statek głupców. Przytoczmy tylko pierwsze zdania: „Mordy zachwycone same sobą. Pijane, oślizgłe, nabite szamą i wódą. A na mordach tych odbite ślady oszczędnego gospodarowania mózgową substancją szarą i niezbyt zacnego prowadzenia się: są oznaki chciwości, obżarstwa, łajdactwa, kurestwa, i chorobach wszelakich, a wszetecznych”. Kończy zaś ów opis tak: „Stańcie, drodzy Polacy, przed wielkim lustrem. I zobaczycie »statek głupców«. Zobaczycie ludzi, którzy zachwyceni rzucanymi przez władzę ogryzkami i koralikami, zataczają się jak w czasach króla Sasa od lewej do prawej, czkając, defekując i kopulując – konsumują, konsumują, konsumują… Polskę, której jest obojętne, co się dzieje wokół, kto cierpi i Polaków, którzy mają gęby pełne podłości. I, co najważniejsze, mają w głębokim poważaniu, co będzie z tą krainą za lat dwadzieścia – trzydzieści”.

Po czym dowodzi precyzyjnie, jakie – nie tylko polityczne, ale historyczne czy wręcz cywilizacyjne – skutki dla Polski i Polaków będzie miało akceptowanie coraz bardziej szalonych poczynań obecnej władzy. Bądź wobec nich obojętność – czyli brak zdecydowanego sprzeciwu.

Bereś nadaje swojemu tekstowi (rzecz wkrótce ukaże się nakładem wydawnictwa Austeria) znamienny – bo odwołujący się do głośnego swego czasu tekstu prof. Jana Błońskiego o stosunku Polaków do zagłady Żydów – podtytuł Biedni Polacy patrzą na Usnarz. Otóż właśnie – nasz wspólny mistrz Marek Edelman, komendant powstania w getcie warszawskim powtarzał: jak jesteście świadkami zła i nie reagujecie, to zawsze jesteście współwinni. I nie ma znaczenia, czy powodem jest obojętność, wygodnictwo czy zwykły strach. Bo w istocie obojętność oznacza, że staje się w jednym szeregu z bandytą, a nie z ofiarą. Inny nasz mistrz – co tu ważne: katolicki ksiądz – Józef Tischner mówił w takich przypadkach o grzechu zaniechania.

Wzywa więc do działania. Oczywiście, krajowych – opozycyjnych, jak się deklarują – polityków oraz ludzi mediów. Pisze: „Przyznając zawsze rację głupocie (bo jest w większości, i nie trzeba sondaży by to udowodnić) narażamy się na fatalne praktyczne skutki dalekosiężne. Okaże się za chwilę bowiem, że bezwarunkowa zgoda na głupotę, przyniesie złajdaczenie moralne społeczeństwa i przemysłową hodowlę egoizmu i ksenofobii. A potem będziemy się dziwić dlaczego autorytarnej władzy nie szkodzą ujawniane łajdactwa i dlaczego wygrywa w cuglach kolejne wyborach, a jedyna alternatywa wobec niej jest jeszcze gorsza”. Apeluje w rozpaczliwym niemal tonie: „Co robić dzisiaj, tymczasem? Nie kalkulować. Być człowiekiem”.

Ale apeluje też – słusznie, choć pewnie wielu to oburzy – by z Polską PiS nie cackała się Europa. Dowodzi: „Jeśli Polska nie wypełni paktu zawartego przy wchodzeniu do Unii Europejskiej, nie przestanie łamać wymiaru sprawiedliwości, nie skończy z truciem środowiska naturalnego i nie zacznie przestrzegać praw człowieka i obywatela, to musi ponieść tego konsekwencje.

Więc uderz Europo każdą pokojową bronią jaką masz: twardym słowem, politycznym bojkotem, wszelkimi karami finansowymi, a przede wszystkim – sankcjami gospodarczymi, sankcjami i jeszcze raz sankcjami.

To prawda, rząd się wyżywi sam, a my, obywatele będziemy cierpieć. Ale to tak jak z sankcjami gospodarczymi Reagana po wprowadzeniu stanu wojennego: bolały zwykłych ludzi, ale per saldo odwróciły się na ich korzyść, bo przyspieszyły upadek komunizmu”.

Acz prawdziwym problemem jest to, że kiedyś mawiało się o życiu godnym i solidarności, a dziś mówi się co najwyżej o życiu dobrym. Czyli o piwie i kiełbasie z grilla w gronie kumpli bądź rodzinki. Cały problem tkwi zatem w naszej, polskiej, mentalności. W tym, że na wierzch wyszła jej brudna twarz. I ze nikt nie widzi w tym obciachu.

Miesięcznik Kraków, listopad 2021 Tekst z miesięcznika „Kraków”, listopad 2021.

Miesięcznik do nabycia w prenumeracie i dobrych księgarniach.